Brakuje systemowych rozwiązań

Daniel Kleszcz
Daniel Kleszcz

Fot. Maja Maciejko

Czy przedsiębiorcy chętnie zrzeszają się w Regionalnej Izbie Gospodarczej?

Tendencja jest wzrostowa, obecnie Izba zrzesza ponad 500 podmiotów. Rzecz jasna nie bierze się to z niczego, tych ludzi trzeba w jakiś sposób przyciągnąć, stale trzeba szukać formuły na robienie czegoś wyjątkowego. To nie tylko bieżąca działalność oraz duże wydarzenia jak Kongres Małych i Średnich Przedsiębiorstw czy Laury Umiejętności i Kompetencji, ale też choćby organizacja wielu szkoleń o nowych przepisach, o funduszach europejskich itd. Choć trzeba też uważać, by działania Izby nie były konkurencją wobec biznesowych działań członków Izby. Ta część szkoleniowa jest bardzo ważna, bo jednak renoma jaką ma Izba pozwala nam na to, że możemy skutecznie zaprosić ekspertów z Ministerstwa Rozwoju, Ministerstwa Inwestycji czy Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości. Myślę, że takimi działaniami zyskujemy w oczach naszych członków, widzą, że jesteśmy potrzebni i przydatni, to wiążę się też z napływem nowych firm. Myślę, że nasze działania to także nie tylko promocja regionu, ale wymierne działania na jego rzecz. Warto pamiętać, że kiedy powołaliśmy Izbę w 1989 roku to w 5 lat doprowadziliśmy do podpisania pierwszego w Polsce kontraktu regionalnego, który zapowiadał powstanie w naszym regionie autostrad, Agencji Rozwoju Regionalnego, portu lotniczego w Pyrzowicach, Specjalnej Strefy Ekonomicznej. I co ważne, zapisy tej podpisanej z rządem umowy zostały zrealizowane, zapewniono na to pieniądze itd.

Udział przedsiębiorców w organizacjach gospodarczych nie jest niestety powszechny…

Polska to 2500 gmin, nie ma takiej gminy gdzie nie ma przedsiębiorczości, co za tym idzie są też możliwości zrzeszania się biznesu. Zatomizowana przedsiębiorczość pokrywa więc cały kraj, jednak nie zawsze jest ta świadomość co może dawać opcja wspólnego działania, nie ma zazwyczaj tego zrozumienia wśród samych przedsiębiorców, jak i wśród włodarzy gmin. Znam gminy gdzie burmistrzowie i prezydenci chcieli np. organizować klastry, aby przedsiębiorcy mogli wspólnie kupować materiały, zyskiwać tym samym większe upusty, ale sami przedsiębiorcy nie byli tym zainteresowani, każdy liczył, że jakoś sam sobie da radę. Więc choć pozornie możliwości jest wiele, bo izby regionalne i rzemieślnicze, BCC, Lewiatan, izby lekarskie i prawnicze, to okazuje się, że zorganizowanych jest łącznie tylko 8% przedsiębiorców. W Holandii też nie ma obowiązku zrzeszania się, ale tam jest ona na poziomie 80%, w małych krajach jak Słowenia to czasem 90%. Padają argumenty, że w małych krajach to oczywiste, bo jest mały rynek własny, więc trzeba się zrzeszać by mieć szansę na rynkach zewnętrznych. Ale jeśli myślimy, że Polska z racji wielkości kraju nie ma tego problemu to się mylimy, są czasy globalnego rynku, i zawsze wspólna oferta i wspólne przedsięwzięcia będą cenione, a przy tym zmniejszają koszty inwestycji, takie jak choćby budowa hal. Nie ukrywam, że także po to powstała inicjatywa Kongresu Małych i Średnich Przedsiębiorstw w Katowicach – to nie tylko spotkanie w celu wymiany myśli czy nawiązania kontaktów biznesowych, ale też zgromadzenie 6 tysięcy przedsiębiorców na trzy dni w jednym miejscu po to, aby na trochę przystanęli w biegu, zastanowili się po co robią zawodowo to co robią, i czy współpraca z innymi nie jest aby wielką szansą.

Wizerunek Katowic coraz bardziej kojarzony jest w biznesem, wydarzeniami gospodarczymi, biznesową współpracą zagraniczną. To efekt strategii władz miasta i regionu czy działań samych przedsiębiorców?

Myślę, że to się uzupełnia. Większość umów podpisanych przez Katowice z miastami partnerskimi były wynikiem kontaktów biznesowych nawiązanych wcześniej przez Izbę, zarówno z miastami z Francji, Niemiec czy z Rosji i Ukrainy. W latach 90. nawiązywaliśmy wiele biznesowych relacji zagranicznych, to wiązało się z tym, że tamtejsze środowiska gospodarcze poznawały nas z lokalnymi władzami, a my te kontakty przekazywaliśmy,co z czasem wiązało się z umowami na poziomie miast, a czasem międzyregionalnymi podpisywanymi przez naszego marszałka województwa. Niedawna wizyta na kongresie gospodarczym w Katowicach gubernatora stanu Nevada też miała swój początek w naszych relacjach biznesowych przełożonych później na zaproszenie na Śląsk skierowane do gubernatora przez marszałka województwa śląskiego. Takie doświadczenia są naprawdę bardzo ważne. Gdy zaczynała się moja przygoda z biznesem dużo czytałem o tym, jak działały polskie izby gospodarcze przed wojną, i zrodził się pomysł powołania takiej izby w Katowicach. Szybko zrozumiałem, że jako lider Izby aby działać skutecznie nie mogę tego robić na wyczucie czy w oparciu o opisy sprzed 70 lat, ale muszę jeździć, podpatrywać jak wygląda to w innych krajach. Byłem więc na stażach i konferencjach m.in. w Anglii, USA, Niemczech, Włoszech. Wiem, jak te wyjazdy wiele mi dały, i uważam, że obecnie współpraca międzynarodowa izb, regionów i miast także jest bardzo ważna.

W ubiegłym roku, po blisko 30 latach, zrezygnował pan z kierowania Regionalną Izbą Gospodarczą w Katowicach. Była to trudna decyzja?

Jedna z najtrudniejszych decyzji w życiu. Jednak kiedyś obiecałem sobie, że gdy skończę 70 lat zdecyduję się ustąpić. Nowego prezesa, Tomasza Zjawionego, znam od wielu lat, poznałem go zaraz po zakończeniu mojej pracy w rządzie w 2001 roku, współpracowaliśmy przez lata, jest doskonale przygotowany, wierzę, że wniesie wiele pomysłów i dynamizmu do rozwoju Izby przez najbliższe lata. Wiele osób odradzało mi rezygnację, w tym Jerzy Buzek i Janusz Steinhoff, namawiali mnie bym po prostu część obowiązków scedował na innych ale pozostał na stanowisku. Celowo swoją decyzję zapowiedziałem wcześniej aby nie mieć pokusy zmiany zdania, no i w nowych wyborach prezesa rzeczywiście nie wystartowałem. Izbie poświęciłem wiele energii, serca, duszy i zdrowia, lekarze też widzą u mnie coraz więcej skutków pracy po 18 godzin na dobę. Myślę też, że po blisko 30 latach była też u mnie naturalna obawa, że może człowiek nie jest już tak pomysłowy, kreatywny, dynamiczny, że może nie jest już taką lokomotywą jak wcześniej, że może blokuje następców którzy już czekają w blokach startowych. A dla mnie liczy się praca zespołowa, gdziekolwiek byłem to wiedziałem, że traktując siebie jako osobę mającą cechy lidera mogę działać skutecznie tylko wtedy, jeśli mam dobry zespół. Jako lider bez zespołu nie zaistniałbym, myślę że to niemożliwe w dzisiejszych czasach. Niektórzy kreują się wizerunkowo na takich liderów bez zespołu, może to mieć efekty wizerunkowe, ale nie przyniesie realnych efektów pracy. W każdym razie zapytany ostatnio na Facebooku o największy sukces, wbrew logice nie wskazałem Kongresu itd., ale właśnie umiejętność wyboru terminu odejścia, bo taki wybór jest bardzo trudny, i składa się na niego zespół okoliczności, a nie jeden powód. Jak pan jednak widzi znalazło się tu w Izbie dla mnie miejsce i pełnię obecnie funkcję prezesa honorowego, wciąż jestem aktywny ale w inny sposób, np. szefuję Radzie Programowej Kongresu Małych i Średnich Przedsiębiorstw oraz Kapitule Laurów Umiejętności i Kompetencji.

Wspomina pan w naszej rozmowie zarówno o Jerzym Buzku, jak i Januszu Steinhoffie. Jak rozumiem, to nie tylko współpraca, ale też wieloletnia przyjaźń?

Potwierdzam, jesteśmy zaprzyjaźnieni. Myślę, że w tej naszej relacji jestem odpowiednio usytuowany, czasem mi się wydaje jakbym dalej był wiceministrem, a Jerzy Buzek premierem, Janusz Steinhoff wicepremierem. Bardzo się cieszę, że Jerzy Buzek jest obecnie przewodniczącym Komisji Przemysłu, Badań Naukowych i Energii Parlamentu Europejskiego, moim zdaniem najważniejszej komisji branżowej. Janusz Steinhoff swoimi wyważonymi i roztropnymi wypowiedziami podnosi rangę każdego spotkania, odgrywa też ważną rolę jako przewodniczący Rady Krajowej Izby Gospodarczej. Przy tak wielkich ludziach warto się uczyć i rozwijać poprzez współpracę, dewiza nauki od mądrzejszych to jedna z tajemnic sukcesu Izby. Jerzy Buzek jest też szefem komitetu honorowego Kongresu Małych i Średnich Przedsiębiorstw, nie da się ukryć, że ważnych polityków europejskich łatwiej namówić na udział w Kongresie kiedy właśnie jest to zaproszenie wsparte też przez premiera Buzka. Zresztą zwykle gdy już przyjadą, zobaczą skalę i merytoryczną część Kongresu, Strefę Kultury, Kopalnię Guido, Zespół „Śląsk” itd., to są oczarowani i zachęcają innych do przyjazdu.

Dużo mówimy o Europejskim Kongresie Małych i Średnich Przedsiębiorstw. Na ile politycy liczą się z wnioskami które co roku są dorobkiem obrad Kongresu?

Wypracowujemy rekomendacje programowe po każdej edycji Kongresu (w roku 2019 będzie już 9. edycja), rekomendacje dwujęzyczne by przesłać je też też do Parlamentu Europejskiego, Komisji Europejskiej, polskiego rządu, wszystkim wojewodom i marszałkom. Jak zauważyłem, jest to materiał który wiele z tych osób zachowuje, ale trudno mi powiedzieć, na ile wnioski w nich zawarte są czytane a tym bardziej rozważane. Jest tak, że goście Kongresu też wolą pewne rzeczy usłyszeć niż przeczytać, choć i tu jest kłopot, gdyż często politycy zainteresowani są tylko przyjazdem na część zawierającą ich wystąpienie, natomiast aby zostać na jakimś branżowym panelu gospodarczym w roli słuchacza to już z tym jest u nich gorzej. Ogólnie kwestia brania pod uwagę zdania przedsiębiorców to problem polityków. Choć sam wychodzę z założenia, że niczego nie żałuję, to jednak denerwuje mnie, że przez 30 lat nie doprowadziłem do systemowego rozwiązania co do finansowania i usytuowania samorządu gospodarczego. W efekcie dużą częścią mojej pracy było zastanawianie się, jak Izba ma na siebie zarobić, gdyż składki członkowskie firm to tylko niewielki odsetek kosztów funkcjonowania Izby (ok.8%), gigantycznych kosztów organizacji Kongresu itd. W innych krajach rozwiązane jest to w ten sposób, że państwo, parlament, rząd, zlecają przygotowywanie ekspertyz, badań, gospodarczych symulacji właśnie organizacjom przedsiębiorców, dzięki czemu aparat państwowy otrzymuje fachową wiedzę, a samorząd gospodarczy ma środki na funkcjonowanie. W polskich realiach nawet na poziomie lokalnym gdy włodarz miasta jedzie gdzieś z wizytą zagraniczną nie zabiera ze sobą żadnych przedsiębiorców którzy mogliby przy tej okazji nawiązać relacje gospodarcze, bo zwyczajnie nie ma kto tego przygotować i zorganizować, a przecież izby mogłyby pełnić choćby taką rolę w zamian za niewielkie w sumie sumy. Ale niestety unikamy w Polsce rozwiązań systemowych. Choćby przynależność obligatoryjna firm do samorządu gospodarczego byłaby rozwiązaniem, ale każdy się boi i kalkuluje czy coś na tym straci, zmniejszy swoje wpływy albo musiałby się nimi dzielić, zamiast potraktować to odwrotnie, że dzięki temu można się wzmocnić. W Austrii izby gospodarcze, rolnicze i rzemieślnicze mają taką pozycję, że każda procedowana ustawa mająca skutki dla gospodarki i finansów musi być zaopiniowana przez właściwą izbę, a wprowadzenie projektu do głosowania bez pisemnej opinii jest traktowane jako wprowadzenie parlamentu w błąd. Gdy chcemy coś poprawić i wzmocnić nie można się bać wprowadzać przejrzystych, czytelnych i śmiałych rozwiązań.

Używamy plików cookies w celu realizacji usług i prowadzenia statystyk. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia swojej przeglądarki i zrezygnować z cookies. Przechodząc dalej wyrażasz zgodę na używane przez nas pliki cookies Polityka prywatności.