Fot. Maja Maciejko
Ten rok jest dla Pani i BetaMed szczególny…
Tak, 1 maja BetaMed stał się dorosły, ma już 18 lat, więc ludzie mówią że jest dojrzały. Kiedy opowiadam o początkach BetaMedu, nie każdemu chce się wierzyć, że tak to wyglądało. Wynajęłam wtedy jeden pokoik, zrezygnowałam z pracy w szpitalu jako pielęgniarka. Zastanawiałem się, czy to co sobie zaplanowałam, by stworzyć placówkę przyjazną dla chorych, by się kształcić i rozwijać, czy to się uda. Zaczynałam od ozonoterapii i zatrudnienia dwóch osób. W 2002 roku stanęłam do konkursu w ramach ówczesnych Kas Chorych, uzyskałam kontakt który stale się powiększał. Z czasem pracowników było stu, tysiąc, a dziś to prawie 3 tysiące.
Wybór pracy pielęgniarki był wyborem w pełni świadomym i przemyślanym?
Tak, już jako mała dziewczynka marzyłam by być pielęgniarką lub lekarzem. Od zawsze kocham też malować i grać, mój tato był nauczycielem gry na fortepianie i akordeonie, a u mamy z kolei przeważały talenty medyczne i malarskie. Te trzy rzeczy chodziły mi po głowie jako pomysł na siebie. Jednak chyba moja pasja i miłość do drugiego człowieka przeważyły, i zdecydowałam się zostać pielęgniarką. Obserwowałam moją ciocię, która wykonywała ten zawód, i uważałam, że to ciekawsza praca niż zawód lekarza, bo polega na byciu bliżej człowieka, opiekowania się nim. Gdy miałam 13 lat zmarł mój tata, przeniosłam się z Kamiennej Góry do Chełmka kolo Oświęcimia. W takich trudnych chwilach gdy człowiek rzucony jest na głęboką wodę uwydatniają się cechy, które pokazują na ile ktoś jest zdolny by się rozwijać. Sama więc w 8 klasie jak zaczęłam szukać dla siebie odpowiedniego medycznego liceum. Pojechałam do Bielska-Białej, szkoła mi odpowiadała, nie było tam jednak internatu. Wsiadłam więc do pierwszego lepszego pociągu, który jechał do Żywca, i mieszkałam tam 5 lat. Poszukałam mamie pracę by mogła blisko mnie mieszkać. Z perspektywy czasu uważam, że wybrałam wtedy wspaniałą drogę nauki i pracy. Nie ma większego szczęścia w życiu niż mieć pasje i móc zajmować się nią zawodowo, realizować się w niej i myśleć o niej od rana do wieczora.
Nie każdy umie przełożyć pasje na życie zawodowe…
Kontakt z drugim człowiekiem mnie uskrzydla. Gdy po szkole pracowałam w szpitalu na okulistyce, widziałam jak ludzie byli przerażeni przed operacjami okulistycznymi. Jatrogenię, lęk u pacjenta warto zmniejszać, tym bardziej że zła informacja wobec pacjenta, straszenie, też na swój sposób zwiększają chorobę. Zauważałam w szpitalach, że da się dużo więcej zrobić niż tylko schematyczne rzeczy, że nawet jeśli przepisy pewnych rzeczy nie pozwalają to i tak można te relacje z pacjentem zbudować na uśmiechu, precyzyjnej informacji itd. Pielęgniarstwo to do dziś zawód niedoceniany, pielęgniarki powinny zarabiać godnie. I już wtedy pomyślałam, że warto stworzyć coś swojego, gdzie i personel i pacjenci będą czuć się dobrze. Na początku była ozonoterapia, ozon podawany dożylnie w kroplówkach. Dbałam już wtedy o jakoś usług, by był mądry system aby ludzie nie czekali w kolejkach, by były ładne wnętrza, kawa, ciasteczka, żeby każdy był przyjęty z uśmiechem. Wtedy też zaczął się czas konkursów w Kasie Chorych, bardzo chętnie w to weszłam, było dla mnie czymś pięknym, że mogę proponować pacjentom refundowaną opiekę medyczną.
A jak po 18 latach wygląda struktura i potencjał BetaMedu?
Działamy w 11 województwach, mamy około 90 filii. Każdego dnia tysiące pracowników rusza do domów pacjentów, bo aż 80% pacjentów może korzystać z domowej formy opieki długoterminowej. Środowisko domowe jest zresztą dla pacjenta najlepsze. Niektóre z pielęgniarek pracują od 15 lat z tymi samymi pacjentami. Jestem z pań pielęgniarek bardzo dumna, to bardzo wykwalifikowane osoby, starannie wykształcone, z doświadczeniem szpitalnym, posiadają wiele empatii, poszerzają kompetencje w ramach kursów. Gdy zobaczyłam, że działamy już w tylu regionach, a ja sama nie mam już tej styczności z pacjentem, wzięłam 60 milionów złotych kredytu, i stworzyłam tą Clinicę w której teraz rozmawiamy. Zbudowałam ją jak mój własny dom, łącznie z tym, że wybierałam kafelki na oddziałach. Spełniłam swoje wielkie marzenie, gdyż tutaj jest wszystko co pacjentom jest potrzebne. Jest klubokawiarnia, organizujemy dancingi, jest Kościół pw. Jezu ufam Tobie, są wspaniali księża. Pacjenci nie chodzą w piżamach, tylko w domowych ubraniach. Stawiamy na medical active care, rehabilitację i aktywność. Stereotyp jest taki, że odpoczynek starszej osoby to spokój, kanapa i telewizor, a taki model życia to tylko otępienie i choroby. Odwiedzają nas dzieci z przedszkoli i szkół oraz seniorzy z okolicy, działa „Klub Seniora BetaMed”, zależy nam by pacjenci się integrowali także z ludźmi z zewnątrz. Stworzyliśmy „przedszkole” dla osób starszych, taki odział dziennej opieki, gdzie można samemu się zapisać, osoby starsze rysują, ćwiczą, mają wyżywienie, a ja sama chodzę do nich i tańczymy. Stworzyłam też ogród, są tam maliny i inne owoce, ptaszki w klatce itd. Oczywiście mamy też oddział dla osób w różnym wieku, które są pod respiratorami, jest nawet pomysł Ewy Błaszczyk by stworzyć u nas oddział „Budzika”. Jest laryngolog, kardiolog, stomatolog, lekarz pierwszego kontaktu. Oczywiście też pediatria, miał być jeden pokój a już zrobiłam z tego miejsca prawie przedszkole, miejsca do zabaw dla dzieci itd. Mamy dwa USG, żeby ludzie nie stali w kolejkach, rentgen, kolonoskopię, gastroskopię. Od roku działa też Drzazga Clinic, wykonuje bezoperacyjne zabiegi laseroterapii, korygowania opadania powiek, usuwanie bielactwa czy nadpotliwości, zabiegi medycyny estetycznej. Drzazga Clinic zdobyła już siedem prestiżowych nagród za jakość usług i sprzęt. Wkrótce będziemy mieć też doskonałe usługi fryzjerskie. To, że tak mocno się rozwijamy to też efekt tego, że jak właściciel ma dla swoich ludzi szacunek to ta energia się udziela, i oddają mi to samo. Moim mottem jest to, że gdy odnosi się sukces ważne by pozostać sobą. Myślę, że nie zmieniają mnie sukcesy czy nagrody, których mam już ponad 130. Ostatnio w Miami otrzymałam Gold Medal Award, za stworzenie dużej firmy międzynarodowej i za filantropię, wielkim wyróżnieniem było dla mnie zwłaszcza to drugie słowo. Otrzymałam też nagrodę Ministra Zdrowia dla najlepszego menedżera w Polsce w prywatnych placówkach służby zdrowia. Pieniądze są ważne, ale najważniejsze jest to, że mogę robić wiele dobrych i ważnych rzeczy, i mądrze odpowiadać za 3 tysiące zatrudnionych ludzi i ich rodziny. A gdy dochodzą mnie głosy, że w wielu regionach lekarze których nie znam osobiście mówią pacjentom by szli do BetaMedu, bo tam uzyskają najlepszą opiekę, jestem bardzo szczęśliwa.
Na ile liczne kongresy tematyczne w których Pani uczestniczy, są rzeczywistą wartością dodaną dla myślenia i działań rządu i instytucji odpowiedzialnych za działania wobec osób starszych?
Jest bardzo dużo kongresów, na których pojawia się tematyka ochrony zdrowia czy polityki senioralnej, często do tych paneli jestem zapraszana i uczestniczę. Widzę takie fale, czasem jest rok że ktoś nas słucha, i ktoś to bierze do serca, a czasem sami w kuluarach rozmawiamy w gronie panelistów, że znowu będziemy mówić to samo do siebie nawzajem. Czasem jest nam przykro, jesteśmy tym zmęczeni i nie mamy siły, bo zwyczajnie ręce opadają. Cieszę się, że minister Szumowski stawia na opiekę długoterminową, nigdy aż tak dobitnie o tym nie mówiono, więc może rzeczywiście ktoś zwróci uwagę na starszych, tak jak to jest w innych krajach. Nadciąga „tsunami” osób w starszym wieku, w zasadzie to już się zaczęło, a lata 2025-2030 to będzie jeszcze większy problem, mówiłam o tym już w 2005 roku, ale to mało kogo interesowało, choć naprawdę te dane i prognozy są znane od dobrych 20 lat. Poza tym świat się zmienia, powstały korporacje, wielkie przedsiębiorstwa, mało ko pracuje do godziny 15, ludzie w młodym i średnim wieku często pracują całe dni, nie mają możliwości opiekować się rodzicami. Starsze osoby są też często niejako poza społeczeństwem, siedzą w domu, czasem zajrzy rodzina, czasem sąsiadka, a osoby starsze też muszą mieć możliwość spotykania się z rówieśnikami. Pamiętajmy, że pierwszy starzeje się mózg, i naprawdę nie jest trudno w pewnym wieku wpędzić się w demencję. Mądre działania i rehabilitacja mogą temu skutecznie zapobiec.
Wejście w rolę przedsiębiorcy było dla Pani trudne?
Kompletnie nie. Porwał mnie pomysł, że tyle mogę zrobić, czego nie dotknęłam to widziałam w tym niszę rynkową. Większość otoczenia nie rozumiało, czemu rezygnuję z państwowej pracy, twierdzili że bardzo ryzykuję, że na okrągło będą kontrole z ZUS, sanepidu itd. A ja uważam, że jeśli zapłacę wszystko jak trzeba, zatrudniam ludzi przepisowo, to nic złego się nie stanie. I rzeczywiście, w czasie kontroli instytucje raczej wystawiają mi „laurki” a błędy są drobne i sporadyczne, jak u wszystkich. Bycie przedsiębiorcą to duże wyzwanie i nieustanna praca, ale jeśli jest odwaga, serce, energia, pasja i odpowiedzialność, to naprawdę można sobie świetnie poradzić.
Mocno współpracuje Pani ze Stanami Zjednoczonymi. To specyfika branży czy dla innego typu biznesu też jest to szansa na rozwój?
Tak, to bardzo duża szansa. Powtarzam gdzie się da, że Nevada czeka z otwartymi ramionami, warunki są świetne, nie ma podatków stanowych tylko główne. Jeśli dla kogoś byłby to dobry rynek zbytu, to ma wielkie szanse na sukces, trzeba tylko by się odważył. Dziwię się i pytam, czemu na razie te zachęty ze strony Nevady spotykają się z umiarkowanym zainteresowaniem, może to bardziej problem mentalny. Sama myślę, by oprócz Nevady działać też w Miami, można tam zatrudniać doskonałych specjalistów bez względu na ich narodowość. Przez 7 lat prowadziłam w Miami sklepy elektroniczne BetaNest Electronics. Rzecz jasna dobre są małe kroki, sama mam zasadę, że niczego nie planuję, działam małymi krokami, i lubię sama siebie zaskakiwać. A wracając do tematu Nevady, poznanie tamtejszych realiów przybliżyli mi John Petkus, Iwona Podzorski, Chris Sanchez, Paweł Pietrasiński, Jakub Mądrala. Dużą rolę ma też Maciej Cybulski, który wiele lat był na placówce w USA. Oni czekają, poprowadzą za rękę, pokażą statystyki, sama miałam taką tygodniową jednoosobową misję gospodarczą. Byłam w szoku, że rząd tak tam dba o przedsiębiorcę, mam nadzieję, że z tej okazji skorzystają też polscy przedsiębiorcy.
Przy tych wszystkich wyzwaniach jest jeszcze czas dla siebie i rodziny?
Jak się jest dobrym przedsiębiorcą to da się wszystko połączyć, umiejętnie gospodarować czasem. Mam troje dzieci, córka mieszka poza Polską, w Los Angeles, ale nie przeszkadza mi to spędzać czasu z nią i z moimi synami. Do tego robię siódmy już chyba kierunek studiów, kończę doktorat z ekonomii, ukończyłam też 2- letnie studia MBA. Od 11 lat prowadzę też w Katowicach salon mody z firmowymi ubraniami i butami Casadei, po nowe kolekcje latam do Paryża, Londynu, Mediolanu czy Austrii. Kilka razy uczestniczyłam w Silesia Fashion Day, zaproszona też byłam do uczestnictwa z 12 projektantami mody do pokazów kolekcji mojego katowickiego salonu Dono da Scheggia w Monte Carlo i Nicei. Otworzyłam już piątą firmę, jestem w nich jedynym właścicielem. Mam też czas na swoje dwie wielkie przyjemności: podróże i taniec.