Warning: Constant WP_MEMORY_LIMIT already defined in /home/colorizedspz/ftp/metropolitan/www/wp-config.php on line 91
Michał Giercuszkiewicz. Wspomnienie – Metropolitan Silesia

Michał Giercuszkiewicz. Wspomnienie

Jacek Adamczyk
Jacek Adamczyk

W tekście wykorzystano fragmenty :
1. Reportażu z Dziennika Zachodniego 2005 rok. Autorzy: Marek Twaróg i Arkadiusz Gola
2. Wspomnienia o Michale Giercuszkiewiczu z Gazety Bieszczadzkiej pt. Bieszczady żegnają perkusistę Dżemu. Autor: Paba
Zdjęcia: Jacek Raciborski

W poniedziałek 27 lipca po długiej i ciężkiej chorobie w wieku 66 lat zmarł legendarny perkusista m.in. zespołu Dżem – Michał „Gier” Giercuszkiewicz.
Swoja karierę muzyczną rozpoczynał w latach siedemdziesiątych w zespole Apogeum. Na początku lat osiemdziesiątych dołączył do grupy Dżem. Bardzo przyjaźnił się z Ryśkiem Riedlem. Byli nierozłączni. Na trasach koncertowych zawsze mieszkali razem w jednym pokoju. Niestety, ich nierozłączność wiązała się również z narkotykami. Michał z Dżemem nagrał w 1982 roku pierwszy singiel „Paw/Whisky”, a trzy lata później pierwszy album „Cegła”.

Gier znany przede wszystkim z występów z Dżemem, koncertował i nagrywał z takimi zespołami jak Apogeum, Śląska Grupa Bluesowa, Kwadrat, K3. Do końca życia był aktywnym muzykiem. Zawsze marzył o solowej, własnej płycie i udało mu się to w tym roku. 19 czerwca ukazała się jego płyta „Wolność”, na której towarzyszy mu cała plejada gwiazd muzyki bluesowej.

Od około 1996 roku zamieszkał nad Zalewem Solińskim, początkowo na słynnej Wyspie Skalistej, gdzie przez wiele lat mieszkali ludzie szukający samotni, spokoju. Po roku musiał opuścić wyspę i wtedy przypomniał sobie o kei, którą wybudował wcześniej. Do niej dobudował ściany, prąd czerpał z agregatu, wodę zapewniało mu leśne źródełko, własnoręcznie wykonał gliniany piec dający ciepło, drewno przynosił z lasu. Zamieszkał na dwudziestometrowej tratwie w Zatoce Teleśnickiej, niedaleko Półwyspu Brosa. Perkusista wyjechał w Bieszczady, aby walczyć z uzależnieniem od narkotyków. Do śmierci mieszkał w kolejnym domu-tratwie zbudowanej na Zalewie Solińskim. Od lat jeździł nad Solinę. Szukał tu spokoju. Jego siostra ma nad Soliną dom i od czasu do czasu go pilnował. Przychodzi moment gdy umiera jego największy przyjaciel – Rysiek Riedel. Niedługo później umiera jego mama. Postanawia opuścić Śląsk. Chce skończyć z nałogiem, wyciszyć się. Zawsze chciał zabrać ze sobą Ryśka. Nie zdążył. Powtarzał: „gdybym go tu zabrał, na pewno by wyszedł z dragów tak jak ja”…..

„Tratwa to był jego dom, jego ostoja. Ostatnio miał już jednak lepszą, „nowocześniejszą”, tuż przy Werlasie, w której była nawet skromna łazienka„– mówi jeden z jego bieszczadzkich przyjaciół Pustelnik Jano. – „Kiedy przychodziłem do niego, to zawsze częstował mnie pachnącą dymem herbatą, która spokojnie wędziła się na palenisku i puszczał na starych odtwarzaczach hippisowską muzykę. Pamiętam jak kiedyś, znalazł błąd w grze jednego perkusisty, potrafił wyłapać każdy – nawet u najlepszego muzyka„– uśmiecha się na to wspomnienie Jano.

„Muzyk zawsze chciał mieszkać blisko natury, w jedności z przyrodą, by uciec od śląskiego zgiełku w którym się wychował. – Kiedyś opowiadał jak wyszedł na „ganek” swojej tratwy, a kilka metrów od niego zebrały się wilki. Patrzyli na siebie długo, nie uciekały… Wyczuły w nim dobrego człowieka – bo był naprawdę dobrym człowiekiem. Był dobry, życzliwy i gościnny„ – podkreśla Jano.

„Gier był bohaterem wielu filmów. Jeździli do niego dziennikarze i fotoreporterzy z całego świata. – Nigdy nie robił z siebie gwiazdy, był normalny. Zawsze kulturalny, na poziomie, wiedział co powiedzieć i nie przeklinał do kamery – chociaż jako muzyk i perkusista musiał się hamować„ – żartuje Jano. – „Na tratwie odwiedzał go Józek Skrzek, tam przecież nagrywali Suitę Bieszczadzką – no i chyba najważniejsza z jego przygód muzycznych – miał okazję zagrać na jednej scenie z legendą bluesa BB Kingiem. Chociaż wspominał też, że kiedyś wypił i „jabola” z muzykiem z Black Sabbath„ – śmieje się Jano i dodaje, że Gier jest również ozdobą jego wielu albumów fotograficznych o Bieszczadnikach.

„Gier był jedną z największych indywidualności polskiej sceny muzycznej, charyzmatycznym perkusistą i żywą legendą bluesa, ale najważniejsze, że był bardzo lubiany. Pewnie przez swoją skromność i wrażliwość. Niestety góry zostają, a ludzie odchodzą„ – kończy wspomnienie o Gierze Jano.

W jego rodzinnym domu fortepian stał zawsze, ale jakoś nie kwapił się ćwiczyć gamy. Miał wujka który wykładał na Akademii Muzycznej, ale zdecydował się na Śląskie Zakłady Techniczno-Naukowe. Tu poznał Jurka Kawalca, przyszłego basistę m.in. zespołu Krzak. Szkoły Gier nie skończył, ale już grał z Leszkiem Winderem i Jurkiem Kawalcem. W końcu zdecydował się na szkołę muzyczną. Ale pozostał niepokorny. Wbrew nauczycielom nie chciał grać klasycznie i pałki zawsze trzymał jak bluesman. Grał przez jakiś czas w Kwadratach, Krzaku, a nawet z zespołem Wawele. Potem trafił do Dżemu.

Gdy w 1986 roku rozstał się z Dżemem nagrał wraz z Leszkiem Winderem jedyny album grupy Bezdomne Psy. Czasem grywał z Cree, Elą Mielczarek, SBB.

W 2005 roku reporterzy Dziennika Zachodniego Marek Twaróg i Arkadiusz Gola w towarzystwie znanego muzyka Andrzeja Urnego odwiedzili go na tratwie. Oto fragment ich opowieści o Michale:
„Był rok 1985, kiedy z Dżemem pojechaliśmy na koncerty do Szwajcarii. Razem ćpaliśmy, ale wiedzieliśmy, że na lotnisku nie możemy mieć żadnego sprzętu, bo są kontrole. Oczywiście wyciągnięto nas na rewizje z grona pasażerów bezbłędnie. Ale ja miałem butelkę towaru, tyle że w nadanej wcześniej walizce. Już w Szwajcarii zorientowaliśmy się z Ryśkiem, że co prawda towar mamy pod ręką, ale nie mamy strzykawki. To był dramat, przecież mieliśmy wrócić do kraju dopiero za dziesięć dni. Idę do apteki i ze słowniczkiem w ręku mówię coś na kształt „szprice bite”. Zaraz ktoś zadzwonił po policję. – Po co ci strzykawka? – pytają. – Żeby naoliwić stopę w bębnach – udaje mi się nakłamać. Za chwilę policja bierze mnie gdzieś do warsztatu i daje 20 oliwiarek. Ręce mi opadły. A pod koniec pobytu, gdy Rysiek z tych swoich cholernych reklamówek wyciągał spodnie do przebrania, to z kieszeni wypadła mu strzykawka.
Gdy mówi o Dżemie, to w zasadzie mówi o Ryśku. Kolejne pytanie o ten zespół zawsze kwituje słowami: – Zmieniło się, Ryśka już nie ma.
Dziś Gier jest czysty. Znaczy nie bierze. Martwi się jednak, że tacy muzycy jak on dają zły przykład młodym. – Sam pamiętam tę ciekawość: jak to jest po narkotykach, skoro na przykład Hendrix pisze takie numery?„
Michał na zawsze pozostanie legendą śląskiego bluesa. Teraz gra w największej orkiestrze świata….

Używamy plików cookies w celu realizacji usług i prowadzenia statystyk. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia swojej przeglądarki i zrezygnować z cookies. Przechodząc dalej wyrażasz zgodę na używane przez nas pliki cookies Polityka prywatności.