Warning: Constant WP_MEMORY_LIMIT already defined in /home/colorizedspz/ftp/metropolitan/www/wp-config.php on line 91

Warning: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /home/colorizedspz/ftp/metropolitan/www/wp-config.php:91) in /home/colorizedspz/ftp/metropolitan/www/wp-includes/feed-rss2.php on line 8
Osobowości wydanie 3 – Metropolitan Silesia http://metropolitansilesia.pl Tue, 26 Oct 2021 16:31:14 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=6.1.6 http://metropolitansilesia.pl/wp-content/uploads/2018/11/fav-150x150.jpg Osobowości wydanie 3 – Metropolitan Silesia http://metropolitansilesia.pl 32 32 Pierwiastek jakości jest najważniejszy http://metropolitansilesia.pl/2021/02/10/pierwiastek-jakosci-jest-najwazniejszy/ Wed, 10 Feb 2021 20:58:10 +0000 http://metropolitankatowice.pl/?p=2356

Pierwiastek jakości jest najważniejszy

Daniel Kleszcz
Daniel Kleszcz

Fot. Maja Maciejko

Gdy rozmawialiśmy przed wywiadem, mówił pan o psach, które towarzyszą panu i w firmie, i poza nią. I nie użył pan zwrotu „są”, tylko „pracują z nami”.

Psy w moim domu były od zawsze, tylko nie zawsze z nami pracowały. Obecnie wszystkie moje psy mają zadania, pilnują, uzupełniają zajęcia dodatkowe. To, że przebywają ze mną cały dzień jest też dla nich nauką spokoju, czekania, ciągłym dokształcaniem. Pies ceni kontakt z ludźmi i z przewodnikiem, dzięki temu też inaczej zachowuje się w środowisku obcym, bo wie, że ma w swoim przewodniku wsparcie. Najmłodszy z psów przyjechał do mnie aż ze Słupska. Dowiedziałem się przypadkiem w hodowli, że właściciele chcą go oddać, więc zdecydowałem się go wziąć do siebie.

Jaka jest historia firmy?

Można powiedzieć, że to firma rodzinna. Działalność zaczynał mój ojciec w 1957 roku, na swojej ojcowiźnie we wsi koło Pszczyny. Początkowo miał jednego ucznia, później dwóch, a gdy ja zaczynałem z nim pracować było ich ośmiu. Zaczęliśmy rozbudowywać firmę, z czasem mieliśmy już stu pracowników. Na początku lat 90. bardziej rozwinęliśmy automatyzację, ograniczaliśmy zatrudnienie nowych ludzi na rzecz siły technicznej i technologicznej. Po śmierci ojca chciałem kontynuować ten trend rozwoju firmy, zdecydowałem się przenieść działalność do tego miejsca gdzie teraz rozmawiamy, wtedy była tu stara fabryka mebli w Pszczynie. I tu cały czas się rozwijamy, myślę, że ta ostateczna idea jak chciałbym by firma działała i wyglądała jest już blisko realizacji.

W branży panuje duża konkurencja? Trzeba bacznie śledzić trendy i pomysły konkurencji?

Powiem szczerze, że nie śledzę działań konkurencji. Nie ma takiej potrzeby, to raczej konkurencja obserwuje moją firmę, mam świadomość że jest ona wyznacznikiem trendów w naszej branży. Natomiast koncentruję się na pomysłowości, jakości działań i produktów firmy. Wiedzący czego chce i wyszukany zadowolony klient nie będzie kruszył kopii o kilka złotych, tylko konkretnie będzie chciał skorzystać z naszej oferty. Dam przykład, wczoraj dzwoniła do mnie klientka odnośnie zlecenia w Dusseldorfie, wcześniej realizowaliśmy też dla niej prace w obiektach na Ibizie, teraz ma dla nas kolejny budynek. A zaczęliśmy współpracować blisko 15 lat temu. Także mam stałych klientów, wielu z nich z czasem przyprowadza do nas swoje dorosłe już dzieci, następców. To są zwykle ludzie, którzy nie szukają tanizny i erzacu, tylko stawiają na jakość wykonania i materiału, lub szukają kogoś kto podejmie się nietypowego zlecenia, którego inne firmy nie chcą się podjąć. Dlatego też bardzo zależy mi by nie mylić mnie ani nie porównywać do firmy o podobnej nazwie, z takim samym nazwiskiem w nazwie. Bo to trochę tak, jakby porównywać nowoczesną fabrykę ze skansenem, takie zestawienie daje kiepski efekt.

Siłą rzeczy produkty tej klasy i jakości wymagają określonej klienteli…

Pierwiastek jakości postrzegam jako najważniejszy. Na rynku krajowym rosną normy i oczekiwania wobec skali przenikalności cieplnej produktu. W tym zakresie stworzyliśmy kilka własnych profili, zrobiliśmy badania, parametry przenikalności termicznej. A wiele firm podaje parametry techniczne kompletnie z sufitu, nie poparte żadnymi badaniami. Sam widziałem kilka takich firm choćby na targach w Poznaniu. A jako, że papier jest cierpliwy i wszystko przyjmie, to na ulotkach reklamowych tych firm wszystko jest pięknie, tylko nie pasuje to do rzeczywistej jakości produktu. I zdarza się, że nieraz znana firma straci z tego powodu notyfikację. Dzięki temu zjawisku uzyskaliśmy wiele zleceń przy inwestycjach w Niemczech, gdzie konkurencja nie była w stanie spełnić warunków technicznych, a my dawaliśmy radę. Ta renoma firmy i kierowania wyrafinowanego produktu do bogatej klienteli powoduje taką rozpoznawalność w określonych kręgach, że mamy cały czas zlecenia, nie musimy stawiać na szczegółowe opisy produktów w internecie, tylko na ogólne parametry. W końcu jeśli ktoś kupuje auto za 150 tysięcy to chodzi po salonach, ogląda, ma jazdy próbne. Więc jeśli ktoś kupuje okna za 200 tysięcy złotych to też nie skupi się na tym co w internecie, tylko zadzwoni lub pofatyguje się do nas. Inaczej jest, gdy klient produktu dotknie, porozmawia z fachowcami w firmie, może też tu na miejscu zobaczyć jak wygląda sam proces wytwarzania okien, jak osiągamy automatyzacją wysoką precyzję i jakość.

Udziela się pan w organizacjach przedsiębiorców lub na eventach gospodarczych?

Nie należę do takich organizacji. W zupełnie inny sposób podchodzę do poszukiwań klientów. Są innowacje, nowe trendy w które chcemy iść, i takie stowarzyszenia w Polsce nic mi w tym względzie nie dają. Mój ojciec brał w takich rzeczach udział. Rzecz jasna trzeba być na czasie i zorientowanym w samej gospodarce, jak i swojej branży. Odwiedzam ważne targi branżowe w Europie, by samemu ocenić czy obecnie to firmy zachodnie nas gonią czy my ich, teraz akurat oni nas, mają się czego uczyć od mojej firmy. Takie ważne branżowe targi okienne są co dwa lata w Niemczech. Branża się tak rozwinęła, że minęły czasy, że co dwa lata na tych targach była jakaś rewolucja i wielkie zmiany, ale wciąż są tam dobre pomysły i rozwiązania. Potęga niemieckiego przemysłu to coś z czego cały świat chce czerpać korzyści i inspirację, i tam też zaistnieć. Z tego powodu bardzo ważne są też targi przemysłu maszynowego w Hannoverze, oraz drugie już we Włoszech, bo Włochy są największym producentem maszyn w Europie.

Rynki polski i zagraniczny są dla pana równie ważne?

Najdalej nasze okna można znaleźć w Izraelu. W Hiszpanii jest bardzo dużo produktów. Mniej we Francji, ale za to dużo w Szwajcarii. W Danii nasze okna można znaleźć choćby w polskiej ambasadzie i konsulacie. Mieliśmy tam zresztą ciekawe sytuacje z konserwatorem zabytków w Kopenhadze, tak aby móc projektować okna tak, by otwierały się do wewnątrz. Robiłem też ciekawe prywatne obiekty w Norwegii. Najwięcej jednak jest naszych okien w krajach Beneluksu, oraz w Niemczech. Niemcy to wielka i bardzo bogata gospodarka, największy rynek w Europie. Wiele lat temu kupowaliśmy od nich używany sprzęt, a dziś to oni sprzedają często dostarczane przez nas produkty. A co do pana pytania w zakresie rynku polskiego, to tu jest jak z mapą dawnych zaborów. Bardzo mało działamy na ścianie wschodniej, za to największe zapotrzebowanie na nasze usługi to Warszawa i Śląsk, robimy także okna w zabytkach w Łodzi czy w Małopolsce, kiedyś też było bardzo dużo zleceń prywatnych z okolic Nowego Sącza. Są też zamówienia z Poznania, Wrocławia, innych miast ściany zachodniej. Jednak nie da się wszystkich obsłużyć, a prawda też jest taka, że czasem lepiej, choćby co do warunków dojazdu, jechać do klienta między Berlin a Dortmund, niż do Warszawy.

Jak rysuje się gospodarcza przyszłość branży?

Wyczerpują się środki unijne z poprzednich lat, większość inwestycji zapoczątkowanych po 2010 roku jest już ukończona, a nowych w tak dużej skali nie widać. Czuć przez to na rynku brak stabilnej sytuacji. Prawda jest taka, że gdybym chciał oprzeć się tylko o rynek polski, musiałbym szukać innych dodatkowych produktów do swojej oferty. Ratujemy się eksportem, zresztą skala eksportu jest miarą siły każdej gospodarki. Dlatego tak ważne, by relacje z zachodnimi sąsiadami się nie pogarszały, abyśmy nie tracili rynków zbytu, mówię tu zresztą o bardzo wielu branżach. Polska gospodarka jeszcze przez długi czas pewnych rzeczy nie udźwignie, może za 50 lat, dlatego eksport jest tak ważny. Z kolei regionalnie mam nadzieję, że województwo śląskie wciąż będzie się gospodarczo dynamicznie rozwijało, może też Metropolia z czasem poszerzy się o gminy z terenu Podbeskidzia, w końcu to niewielkie odległości, mało pustych terenów między miastami, więc na pewno takie działania byłyby z pożytkiem dla mniejszych gmin, gospodarki i regionu.

]]>
Odnosić sukces i pozostawać sobą http://metropolitansilesia.pl/2021/02/08/odnosic-sukces-i-pozostawac-soba/ Mon, 08 Feb 2021 20:46:19 +0000 http://metropolitankatowice.pl/?p=1681

Odnosić sukces i pozostawać sobą

Klaudia Buchalik, Daniel Kleszcz
Klaudia Buchalik, Daniel Kleszcz

Fot. Maja Maciejko

Ten rok jest dla Pani i BetaMed szczególny…

Tak, 1 maja BetaMed stał się dorosły, ma już 18 lat, więc ludzie mówią że jest dojrzały. Kiedy opowiadam o początkach BetaMedu, nie każdemu chce się wierzyć, że tak to wyglądało. Wynajęłam wtedy jeden pokoik, zrezygnowałam z pracy w szpitalu jako pielęgniarka. Zastanawiałem się, czy to co sobie zaplanowałam, by stworzyć placówkę przyjazną dla chorych, by się kształcić i rozwijać, czy to się uda. Zaczynałam od ozonoterapii i zatrudnienia dwóch osób. W 2002 roku stanęłam do konkursu w ramach ówczesnych Kas Chorych, uzyskałam kontakt który stale się powiększał. Z czasem pracowników było stu, tysiąc, a dziś to prawie 3 tysiące.

Wybór pracy pielęgniarki był wyborem w pełni świadomym i przemyślanym?

Tak, już jako mała dziewczynka marzyłam by być pielęgniarką lub lekarzem. Od zawsze kocham też malować i grać, mój tato był nauczycielem gry na fortepianie i akordeonie, a u mamy z kolei przeważały talenty medyczne i malarskie. Te trzy rzeczy chodziły mi po głowie jako pomysł na siebie. Jednak chyba moja pasja i miłość do drugiego człowieka przeważyły, i zdecydowałam się zostać pielęgniarką. Obserwowałam moją ciocię, która wykonywała ten zawód, i uważałam, że to ciekawsza praca niż zawód lekarza, bo polega na byciu bliżej człowieka, opiekowania się nim. Gdy miałam 13 lat zmarł mój tata, przeniosłam się z Kamiennej Góry do Chełmka kolo Oświęcimia. W takich trudnych chwilach gdy człowiek rzucony jest na głęboką wodę uwydatniają się cechy, które pokazują na ile ktoś jest zdolny by się rozwijać. Sama więc w 8 klasie jak zaczęłam szukać dla siebie odpowiedniego medycznego liceum. Pojechałam do Bielska-Białej, szkoła mi odpowiadała, nie było tam jednak internatu. Wsiadłam więc do pierwszego lepszego pociągu, który jechał do Żywca, i mieszkałam tam 5 lat. Poszukałam mamie pracę by mogła blisko mnie mieszkać. Z perspektywy czasu uważam, że wybrałam wtedy wspaniałą drogę nauki i pracy. Nie ma większego szczęścia w życiu niż mieć pasje i móc zajmować się nią zawodowo, realizować się w niej i myśleć o niej od rana do wieczora.

Nie każdy umie przełożyć pasje na życie zawodowe…

Kontakt z drugim człowiekiem mnie uskrzydla. Gdy po szkole pracowałam w szpitalu na okulistyce, widziałam jak ludzie byli przerażeni przed operacjami okulistycznymi. Jatrogenię, lęk u pacjenta warto zmniejszać, tym bardziej że zła informacja wobec pacjenta, straszenie, też na swój sposób zwiększają chorobę. Zauważałam w szpitalach, że da się dużo więcej zrobić niż tylko schematyczne rzeczy, że nawet jeśli przepisy pewnych rzeczy nie pozwalają to i tak można te relacje z pacjentem zbudować na uśmiechu, precyzyjnej informacji itd. Pielęgniarstwo to do dziś zawód niedoceniany, pielęgniarki powinny zarabiać godnie. I już wtedy pomyślałam, że warto stworzyć coś swojego, gdzie i personel i pacjenci będą czuć się dobrze. Na początku była ozonoterapia, ozon podawany dożylnie w kroplówkach. Dbałam już wtedy o jakoś usług, by był mądry system aby ludzie nie czekali w kolejkach, by były ładne wnętrza, kawa, ciasteczka, żeby każdy był przyjęty z uśmiechem. Wtedy też zaczął się czas konkursów w Kasie Chorych, bardzo chętnie w to weszłam, było dla mnie czymś pięknym, że mogę proponować pacjentom refundowaną opiekę medyczną.

A jak po 18 latach wygląda struktura i potencjał BetaMedu?

Działamy w 11 województwach, mamy około 90 filii. Każdego dnia tysiące pracowników rusza do domów pacjentów, bo aż 80% pacjentów może korzystać z domowej formy opieki długoterminowej. Środowisko domowe jest zresztą dla pacjenta najlepsze. Niektóre z pielęgniarek pracują od 15 lat z tymi samymi pacjentami. Jestem z pań pielęgniarek bardzo dumna, to bardzo wykwalifikowane osoby, starannie wykształcone, z doświadczeniem szpitalnym, posiadają wiele empatii, poszerzają kompetencje w ramach kursów. Gdy zobaczyłam, że działamy już w tylu regionach, a ja sama nie mam już tej styczności z pacjentem, wzięłam 60 milionów złotych kredytu, i stworzyłam tą Clinicę w której teraz rozmawiamy. Zbudowałam ją jak mój własny dom, łącznie z tym, że wybierałam kafelki na oddziałach. Spełniłam swoje wielkie marzenie, gdyż tutaj jest wszystko co pacjentom jest potrzebne. Jest klubokawiarnia, organizujemy dancingi, jest Kościół pw. Jezu ufam Tobie, są wspaniali księża. Pacjenci nie chodzą w piżamach, tylko w domowych ubraniach. Stawiamy na medical active care, rehabilitację i aktywność. Stereotyp jest taki, że odpoczynek starszej osoby to spokój, kanapa i telewizor, a taki model życia to tylko otępienie i choroby. Odwiedzają nas dzieci z przedszkoli i szkół oraz seniorzy z okolicy, działa „Klub Seniora BetaMed”, zależy nam by pacjenci się integrowali także z ludźmi z zewnątrz. Stworzyliśmy „przedszkole” dla osób starszych, taki odział dziennej opieki, gdzie można samemu się zapisać, osoby starsze rysują, ćwiczą, mają wyżywienie, a ja sama chodzę do nich i tańczymy. Stworzyłam też ogród, są tam maliny i inne owoce, ptaszki w klatce itd. Oczywiście mamy też oddział dla osób w różnym wieku, które są pod respiratorami, jest nawet pomysł Ewy Błaszczyk by stworzyć u nas oddział „Budzika”. Jest laryngolog, kardiolog, stomatolog, lekarz pierwszego kontaktu. Oczywiście też pediatria, miał być jeden pokój a już zrobiłam z tego miejsca prawie przedszkole, miejsca do zabaw dla dzieci itd. Mamy dwa USG, żeby ludzie nie stali w kolejkach, rentgen, kolonoskopię, gastroskopię. Od roku działa też Drzazga Clinic, wykonuje bezoperacyjne zabiegi laseroterapii, korygowania opadania powiek, usuwanie bielactwa czy nadpotliwości, zabiegi medycyny estetycznej. Drzazga Clinic zdobyła już siedem prestiżowych nagród za jakość usług i sprzęt. Wkrótce będziemy mieć też doskonałe usługi fryzjerskie. To, że tak mocno się rozwijamy to też efekt tego, że jak właściciel ma dla swoich ludzi szacunek to ta energia się udziela, i oddają mi to samo. Moim mottem jest to, że gdy odnosi się sukces ważne by pozostać sobą. Myślę, że nie zmieniają mnie sukcesy czy nagrody, których mam już ponad 130. Ostatnio w Miami otrzymałam Gold Medal Award, za stworzenie dużej firmy międzynarodowej i za filantropię, wielkim wyróżnieniem było dla mnie zwłaszcza to drugie słowo. Otrzymałam też nagrodę Ministra Zdrowia dla najlepszego menedżera w Polsce w prywatnych placówkach służby zdrowia. Pieniądze są ważne, ale najważniejsze jest to, że mogę  robić wiele dobrych i ważnych rzeczy, i mądrze odpowiadać za 3 tysiące zatrudnionych ludzi i ich rodziny. A gdy dochodzą mnie głosy, że w wielu regionach lekarze których nie znam osobiście mówią pacjentom by szli do BetaMedu, bo tam uzyskają najlepszą opiekę, jestem bardzo szczęśliwa.

Na ile liczne kongresy tematyczne w których Pani uczestniczy, są rzeczywistą wartością dodaną dla myślenia i działań rządu i instytucji odpowiedzialnych za działania wobec osób starszych?

Jest bardzo dużo kongresów, na których pojawia się tematyka ochrony zdrowia czy polityki senioralnej, często do tych paneli jestem zapraszana i uczestniczę. Widzę takie fale, czasem jest rok że ktoś nas słucha, i ktoś to bierze do serca, a czasem sami w kuluarach rozmawiamy w gronie panelistów, że znowu będziemy mówić to samo do siebie nawzajem. Czasem jest nam przykro, jesteśmy tym zmęczeni i nie mamy siły, bo zwyczajnie ręce opadają. Cieszę się, że minister Szumowski stawia na opiekę długoterminową, nigdy aż tak dobitnie o tym nie mówiono, więc może rzeczywiście ktoś zwróci uwagę na starszych, tak jak to jest w innych krajach. Nadciąga „tsunami” osób w starszym wieku, w zasadzie to już się zaczęło, a lata 2025-2030 to będzie jeszcze większy problem, mówiłam o tym już w 2005 roku, ale to mało kogo interesowało, choć naprawdę te dane  i prognozy są znane od dobrych 20 lat. Poza tym świat się zmienia, powstały korporacje, wielkie przedsiębiorstwa, mało ko pracuje do godziny 15, ludzie w młodym i średnim wieku często pracują całe dni, nie mają możliwości opiekować się rodzicami. Starsze osoby są też często niejako poza społeczeństwem, siedzą w domu, czasem zajrzy rodzina, czasem sąsiadka, a osoby starsze też muszą mieć możliwość spotykania się z rówieśnikami. Pamiętajmy, że pierwszy starzeje się mózg, i naprawdę nie jest trudno w pewnym wieku wpędzić się w demencję. Mądre działania i rehabilitacja mogą temu skutecznie zapobiec.

Wejście w rolę przedsiębiorcy było dla Pani trudne?

Kompletnie nie. Porwał mnie pomysł, że tyle mogę zrobić, czego nie dotknęłam to widziałam w tym niszę rynkową. Większość otoczenia nie rozumiało, czemu rezygnuję z państwowej pracy, twierdzili że bardzo ryzykuję, że na okrągło będą kontrole z ZUS, sanepidu itd. A ja uważam, że jeśli zapłacę wszystko jak trzeba, zatrudniam ludzi przepisowo, to nic złego się nie stanie. I rzeczywiście, w czasie kontroli instytucje raczej wystawiają mi „laurki” a błędy są drobne i sporadyczne, jak u wszystkich. Bycie przedsiębiorcą to duże wyzwanie i nieustanna praca, ale jeśli jest odwaga, serce, energia, pasja i odpowiedzialność, to naprawdę można sobie świetnie poradzić.

Mocno współpracuje Pani ze Stanami Zjednoczonymi. To specyfika branży czy dla innego typu biznesu też jest to szansa na rozwój?

Tak, to bardzo duża szansa. Powtarzam gdzie się da, że Nevada czeka z otwartymi ramionami, warunki są świetne, nie ma podatków stanowych tylko główne. Jeśli dla kogoś byłby to dobry rynek zbytu, to ma wielkie szanse na sukces, trzeba tylko by się odważył. Dziwię się i pytam, czemu na razie te zachęty ze strony Nevady spotykają się z umiarkowanym zainteresowaniem, może to bardziej problem mentalny. Sama myślę, by oprócz Nevady działać też w Miami, można tam zatrudniać doskonałych specjalistów bez względu na ich narodowość. Przez 7 lat prowadziłam w Miami sklepy elektroniczne BetaNest Electronics. Rzecz jasna dobre są małe kroki, sama mam zasadę, że niczego nie planuję, działam małymi krokami, i lubię sama siebie zaskakiwać. A wracając do tematu Nevady, poznanie tamtejszych realiów przybliżyli mi John Petkus, Iwona Podzorski, Chris Sanchez, Paweł Pietrasiński, Jakub Mądrala. Dużą rolę ma też Maciej Cybulski, który wiele lat był na placówce w USA. Oni czekają, poprowadzą za rękę, pokażą statystyki, sama miałam taką tygodniową jednoosobową misję gospodarczą. Byłam w szoku, że  rząd tak tam dba o przedsiębiorcę, mam nadzieję, że z tej okazji skorzystają też polscy przedsiębiorcy.

Przy tych wszystkich wyzwaniach jest jeszcze czas dla siebie i rodziny?

Jak się jest dobrym przedsiębiorcą to da się wszystko połączyć, umiejętnie gospodarować czasem. Mam troje dzieci, córka mieszka poza Polską, w Los Angeles, ale nie przeszkadza mi to spędzać czasu z nią i z moimi synami. Do tego robię siódmy już chyba kierunek studiów, kończę doktorat z ekonomii, ukończyłam też 2- letnie studia MBA. Od 11 lat prowadzę też w Katowicach salon mody z firmowymi ubraniami i butami Casadei, po nowe kolekcje latam do Paryża, Londynu, Mediolanu czy Austrii. Kilka razy uczestniczyłam w Silesia Fashion Day, zaproszona też byłam do uczestnictwa z 12 projektantami mody do pokazów kolekcji mojego katowickiego salonu Dono da Scheggia w Monte Carlo i Nicei. Otworzyłam już piątą firmę, jestem w nich jedynym właścicielem. Mam też czas na swoje dwie wielkie przyjemności: podróże i taniec.

]]>