Warning: Constant WP_MEMORY_LIMIT already defined in /home/colorizedspz/ftp/metropolitan/www/wp-config.php on line 91

Warning: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /home/colorizedspz/ftp/metropolitan/www/wp-config.php:91) in /home/colorizedspz/ftp/metropolitan/www/wp-includes/feed-rss2.php on line 8
Wydanie 6 – Metropolitan Silesia http://metropolitansilesia.pl Sun, 14 Nov 2021 11:10:02 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=6.1.6 http://metropolitansilesia.pl/wp-content/uploads/2018/11/fav-150x150.jpg Wydanie 6 – Metropolitan Silesia http://metropolitansilesia.pl 32 32 Teatr Śląski -Wydanie 6 http://metropolitansilesia.pl/2021/03/18/teatr-slaski-wydanie-6/ Thu, 18 Mar 2021 19:12:05 +0000 http://metropolitankatowice.pl/?p=2969

Tęsknimy za wami...

]]>
Teatr Śląski -Wydanie 1 http://metropolitansilesia.pl/2021/03/18/teatr-slaski/ Thu, 18 Mar 2021 18:58:40 +0000 http://metropolitankatowice.pl/?p=2929

Sezon 2018/2019

]]>
Kalarus na dziś http://metropolitansilesia.pl/2021/02/11/kalarus-na-dzis/ Thu, 11 Feb 2021 18:41:41 +0000 http://metropolitankatowice.pl/?p=2749

Kalarus na dziś

freedom monika starowicz

Trójka artystów tworząca Pracownię projektowania Plakatu na katowickiej Akademii Sztuk Pięknych.

Profesor Roman Kalarus to światowej sławy grafik znany z poetyckich erotycznych drzeworytów i barwnych charakterystycznych plakatów, których nie da się pomylić z nikim innym na świecie. Monika Starowicz tworzy plakaty i rysunki, których główną bohaterką jest zazwyczaj kobieta wraz z jej erotyzmem, emocjami i tajemniczą duchowością. Filip Ciślak jest młodym projektantem, plakacistą i wielkim pasjonatem sztuki kaligrafii, którą skutecznie zaraża studentów ASP.

ewa demarczyk monika starowicz
]]>
BABIE LATO http://metropolitansilesia.pl/2021/02/11/babie-lato/ Thu, 11 Feb 2021 18:29:35 +0000 http://metropolitankatowice.pl/?p=2732

BABIE LATO

Sesja Babie Lato to feria barw, zabawy światłem, formą i kadrem. Stanowi swoistą laurkę kobiecości autorstwa fotografki krecyjnej Mai Maciejko, dyrektor kreatywnej naszego magazynu. Niezwykłe kreacje młodego projektanta mody Krystiana Szymczaka nadają sesji romantycznego sznytu. Krystian eksperymentuje z formami i tworzy własne tkaniny. Od kilku sezonów w jego kolekcjach przeważają delikatne materiały takiej jak tiul, organtyna, czy satyna. Projekty są przerysowane, wielowarstwowe, ale wciąż kobiece inbsp;subtelne. Cytując Pierpaolo Piccioli „Couture jest stworzone dla emocji inbsp;marzeń”, projektant stara się wnbsp;swoich kreacjach zawrzeć chociaż cząstkę swoich marzeń, udowadniając, że wyobraźnia nie ma granic. Projekty Krystiana można było również podziwiać na łamach sierpniowego wydania Vogue Polska.

Fotografia, koncepcja i retusz: MAJA MACIEJKO
Fotografia, koncepcja i retusz: MAJA MACIEJKO

Make - up artist - Paulina Wisińska BlackDoe Make up
Projektant mody - KrySzy Krystian Szymczak
Stylista - Maja Maciejko & Magdalena Zięba - Morales
Modelki: Natalia Dziadul, Oliwia Dziadul, Inka Lis,
Paulina Wisińska, Magdalena Zięba - Morales
Stylista fryzur - Sandra Michalewicz

]]>
Mentoring -(dia)logicznym kompasem życia http://metropolitansilesia.pl/2021/02/11/mentoring-dialogicznym-kompasem-zycia/ Thu, 11 Feb 2021 18:12:30 +0000 http://metropolitankatowice.pl/?p=2713

Mentoring -(dia)logicznym kompasem życia

Agnieszka Twaróg - Kanus
Agnieszka Twaróg - Kanus

Proces osiągania indywidualnych sukcesów niczym nie różni się od sukcesów biznesowych.
Kluczowymi elementami wspomnianego sukcesu  jest automotywacja, planowanie, priorytetyzacja zadań, określenie celu, monitorowanie go, obserwowanie zachodzących zmian. Sprawdzanie i wzmacnianie tego, co działa, korygowanie pojawiających się błędów, networking i współpraca – najlepiej w relacji mentoringowej.

Relacja mentoringowa nie jest tylko kontaktem interpersonalnym w rzeczywistości społecznej kulturowej, edukacyjnej czy gospodarczej, chociaż człowiek jako istota społeczna ma potrzebę utrzymywania pozytywnych kontaktów międzyludzkich, ponieważ warunkują one gratyfikacje w wielu aspektach psychologicznych, społecznych i emocjonalnych. Wspomniana relacja jest spotkaniem i dialogiem: dialogiem myśli, poglądów, przekazywania informacji i przeżyć.
Spotkać na swojej drodze człowieka, który pokaże jak kreować pozytywne relacje, jak tworzyć przestrzeń do samodzielnego tworzenia wiedzy i odważnego działania jest wzajemnością, która wyklucza jakąkolwiek kalkulację. Te spotkania koncentrują się na dwóch stronach interakcji, obie strony: mentor (mistrz, nauczyciel) i mentee (uczeń, podopieczny) coś dają i coś otrzymują. Wszystko miało początek w mitologii greckiej, kiedy Odyseusz wyruszając na wojnę trojańską z ufnością powierzył Mentorowi opiekę nad swoją rodziną, żoną Penelopą i synem Telemachem, zawierzył mu dom i cały majątek. Podczas wędrówki Telemacha w poszukiwaniu ojca w postać Mentora wcieliła się Atena, która towarzyszyła mu w podróży- jest tu widoczny syndrom dobrego, troskliwego opiekuna, przewodnika, nauczyciela,  który  uczy, przewodzi, inspiruje i daje przestrzeń  poznawczą.

Mentee (uczeń) nie powinien być tylko biernym odbiorcą wiedzy i oczekiwać gotowych rozwiązań i porad, powinien mieć gotowość na wyćwiczenie określonych kompetencji- wiedzy, umiejętności i postaw oraz skutecznie działać samodzielnie i uzyskiwać coraz lepsze wyniki. Korzyści dla mentee w procesie mentoringowym są ogromne, wyróżnić można:
– łatwiejszą adaptację dla tych, którzy przychodzą wprost z uczelni lub przenoszą się do innego kraju, większą pewność siebie,
– naukę radzenia sobie z formalną i nieformalną strukturą przedsiębiorstwa,
– bezpośredni dostęp do bezcennej, praktycznej wiedzy, doświadczenia,
– uzyskanie konstruktywnej informacji zwrotnej o własnej postawie, działaniach i ich efektach,
– otrzymanie dostępu do sieci kontaktów mentora i możliwość szybszej kariery.

Mentor nie może być tylko profesjonalistą w określonej dziedzinie, a pojawiające się coraz „większe oczekiwania organizacji biznesowych od absolwentów wymuszają gruntowne zmiany w podejściu do kształcenia” (Pietrzyk, Twaróg- Kanus, 2018, s. 30),  stąd mentor powinien też posiadać umiejętność kształcenia/uczenia innych, a uczenie osób dorosłych oscyluje między innymi w koncepcjach: Davida Kolba (uczenie się poprzez doświadczenia definiowane w czterech płaszczyznach: doświadczenia, refleksji, konceptualizacji oraz planowanego doświadczenia), Grahama Gibbsa (model refleksyjnego uczenia się ), Reuvena Feuresteina (zasada upośrednionego uczenia się)– zatem, oprócz kompetencji komunikacyjnych, należy znać powyższe koncepcje, trzeba mieć w sobie altruizm i tak po prostu lubić ludzi…

Mentor bywa człowiekiem o wielu rolach jest: obserwatorem, diagnostą, organizatorem, moderatorem, facylitatorem, inicjatorem, innowatorem, łączącym treści teoretyczne i praktyczne we wspólnym działaniu. Okazje do innowacji towarzyszą wszystkim życiowym sytuacjom za każdym razem, kiedy decydujemy się coś robić tak samo jak zazwyczaj. Wówczas pojawia się możliwość wybrania innej opcji wyjścia poza schemat, ramę codziennego działania. „Myślenie poza schematem jest kosztowne, kreatywne myślenie wymaga oderwania się od dotychczasowych doświadczeń, do czego potrzebne są motywacja i zaangażowanie” (Pietrzyk, Twaróg- Kanus, 2018, s. 33)- co dla mentora może stanowić wyzwanie.

Mentor podczas procesu mentoringowego patrzy na ludzkie czyny w szerszym kontekście, wykorzystując trzy wymiary mentoringu (słuchanie, pytanie, odzwierciadlanie) potrafi analizować, prowokować do samodzielnego poszukiwania odpowiedzi, wskazywać kierunek myślenia i działania. „Efektywny mentor wyznacza wysokie standardy, jest dostępny dla swoich podopiecznych, poprzez inwestycję swojego czasu i wysiłku, które są niezbędne do dobrego mentoringu, kieruje doświadczeniami rozwojowymi osób, którymi się zajmuje poprzez wciąganie podopiecznych do ważnych projektów, zespołów, i ambitnych zadań, rozumie jaka metoda nauki najlepiej trafia do podopiecznego” (Hill, 1992, s. 218). Tym samym wywołując lepsze rozumienie sytuacji, klarowniejsze określenie pragnień i celów, większą identyfikację z planami działań. Wspieranie wiedzą i doświadczeniem, tak bardzo cenne, powinno być sugestią, sposobem pod rozwagę i uważność, a nie gotową receptą. Kluczem jest pozostawienie odpowiedzialności za wybory i decyzje w protegowanym. W ujęciu Ryszarda Koziołka, mentoring może być wyzwaniem: „Traktuję mentora nie tylko jako kogoś kto nas prowadzi, ale też stawia nam opór- to jest trochę tak, że on staje nam na drodze i my musimy się z nim skonfrontować (…) to jest szalenie potrzebne, to jest tak naprawdę nasza wartość, nasza jakość intelektualna- ona powstaje dopiero wtedy, kiedy ktoś stawi nam rozumny opór, bo to nas zmusza do poprawy argumentacji, do przemyślenia sądu, do ulepszenia języka, do prowadzenia jeszcze prób i doświadczeń”. Wypracowane kompetencje mentorskie stanowią: samoświadomość (rozumienie siebie); świadomość behawioralna (rozumienie innych), wiedza zawodowa i biznesowa, wyczucie proporcji i humoru, komunikatywność, konceptualizacja, nieprzerwane samokształcenie, zainteresowanie rozwojem innych, kierowanie związkiem mentoringowym, jasność celów (Clutterbuck, s. 2002, 76-84).

Powyższe umiejętności stanowią inwestycję (również budżetową) ze sporym zyskiem rozwojowym dla mentora i podopiecznego, jednak aby tak się stało, konieczne jest posiadanie odpowiednich predyspozycji intelektualnych i osobowościowych.

Oglądając film „Praktykant” w obsadzie: Anne Hathaway i Roberta De Niro, obserwujemy zaangażowaną, wizjonerską postać Jules oraz tytułowego praktykanta Bena, emerytowanego wdowca z czterdziestoletnim doświadczeniem sprzedażowym. Początki pracy dla Bena pod każdym względem są trudne, z czasem jednak staje się mentorem nie tylko dla samej Jules, ale także dla młodszych współpracowników, którzy darzą go coraz większym szacunkiem i zaufaniem. Ben nie tylko dzieli się doświadczeniem życiowym i zawodowym, ale oferuje spokój, wsparcie, pomoc poszerzając perspektywę i pozwalając samodzielnie podjąć decyzję. Wielu ludzi chciałoby albo pewnie wkracza w świat biznesu z pełnymi kompetencjami w zakresie wiedzy, umiejętności i postaw… należy jeszcze dodać doświadczenie i pewność siebie. Jednak rozpoczynając karierę nie zawsze jest wiadomo jaki kierunek ścieżki rozwoju wybrać, nieznane są mechanizmy kierujące określonym biznesem czy kulturą organizacyjną firmy, stąd mentoring w organizacjach jest partnerstwem w rozwoju swoich pracowników.

Mentoring nie jest celem samym w sobie. Ma służyć realizacji celów organizacji. Dla mentorów, protegowanych i organizatorów musi być jasna zasadność wykorzystywanych metod, technik narzędzi, oraz misja mentoringu w organizacji.
Podstawowe, mierzalne ekonomiczne korzyści płynące z programów mentoringowych dla przedsiębiorstwa to:
– „łatwiejsza rekrutacja i adaptacja zawodowa,
– lepsza motywacja do pracy,
– współtworzenie jednolitej  kultury przedsiębiorstwa,
– rozwój liderstwa i liderów,
– lepsza komunikacja/ kontakty personalne” (Clutterbuck, 2002, s. 53)
– mniejsza rotacja pracowników,
– utrzymanie  utalentowanych osób zapobiega utracie wiedzy organizacyjnej i merytorycznej.
– w przypadku dużych organizacji  międzypokoleniowy transfer najlepszych sprawdzonych praktyk.

Jednym z najważniejszych i najpoważniejszych błędów we wdrażaniu mentoringu jest niewłaściwe lub brak szkolenia mentorów i mentee. Program mentoringowy wymaga wiele uwagi i troski ze strony przedsiębiorstwa/organizacji, nie może być pozostawiony sam sobie. Stały monitoring wymaga rozwoju współpracy, weryfikacji dokumentacji, zadań i celów programu- to podstawy zapewnienia podopiecznemu, mentorowi oraz przedsiębiorstwu korzyści z projektu.

Bibliografia:
Clutterbuck D. (2002) Każdy potrzebuje mentora. Jak kierować talentami, przeł. H. Debatory, Warszawa: Wyd. Petit. Hill L.A. (1992) Becoming a manager. Mastery of a new identity, Harvard Business Scholl Press, Boston.
Pietrzyk S., Twaróg- Kanus A. (2018), Więcej niż wykładowca: mentoring na uczelniach wyższych jako metoda na zdobycie przewagi konkurencyjnej, „Personel i zarządzanie”, nr 5.
Twaróg- Kanus A. ( 2018) Mentoring w przestrzeni edukacji [w:] J. Skibska, J. Wojciechowska (red.) Pedagogika i jej oblicza, Bielsko- Biała: Wyd. ATH.

]]>
Jak zmienić przestrzeń życiową na lepsze http://metropolitansilesia.pl/2021/02/11/jak-zmienic-przestrzen-zyciowa-na-lepsze/ Thu, 11 Feb 2021 17:59:27 +0000 http://metropolitankatowice.pl/?p=2698

Jak zmienić przestrzeń życiową na lepsze

Jacek Adamczyk
Jacek Adamczyk

Fot. Maja Maciejko

Projekt: Wojciech Fudala & Kinga Gołąbek
Realizacja: 2018-2020
Powierzchnia: 85 m2
Wysokość: 2,91 m

Mieszkanie miłośniczki żeglarstwa i zagranicznych podróży zlokalizowane było na parterze i posiadało ogródek lokatorski, na który otwierały się duże okna. Dla projektantów – Wojciecha Fudali i Kingi Gołąbek – od samego początku stało się jasne, że kluczowa będzie jak najmniejsza ingerencja w to cenne połączenie z naturą.

Żyjemy w czasach ciągłych wyzwań i coraz szybszego stylu życia. Koncentracja i skupienie potrzebują nieustannej pielęgnacji, a czas spędzony we własnym mieszkaniu powinien być dla umysłu oddechem. Dlatego tak ważny był dobór odpowiednich materiałów, które nie tylko podkreślą przestrzenność mieszkania, ale pozwolą również odpocząć od gonitwy codziennego życia i zregenerować umysł.

We wnętrzu dominuje drewno dębowe, kreujące naturalną atmosferę. Zostało wykorzystane jako materiał podłóg, mebli oraz drzwi. Materiał ten uzupełniają niebieskie elementy – meble, rolety, a także detale w postaci poduszek. Stanowi to odpowiedź na zamiłowanie właścicielki do morskich kolorów, ale niebieskie odcienie niosą ze sobą również dodatkową wartość. Jak pisze Karen Heller w książce „Little Book of Colour”, taka paleta tonalna wzmacnia produktywność, zadowolenie oraz dobre samopoczucie psycho-fizyczne, jakże cenne w czasach kiedy wychodzenie z domu ograniczone jest do minimum.

Już na samym początku prac projektowych, podjęta została decyzja o zmianie układu ścian działowych, które zgodnie z założeniem dewelopera miały dzielić pokój dzienny na dwie części. Ten zabieg spowodował otwarcie przestrzeni salonu. W efekcie, gościom wchodzącym do mieszkania ukazuje się szeroka perspektywa przestronnej części dziennej oraz tarasu, będącego jej kontynuacją. Mieszkanie stało się oknem na zieleń, które wychodzi na trzy strony świata. Umożliwiło to przy okazji optymalne wykorzystanie światła naturalnego. Kiedy wpada do wnętrza, stanowi dodatkowy czynnik wpływający na samopoczucie lokatorów. Dobrze przemyślane sztuczne oświetlenie dopełnia to co w ciągu dnia daje nam słońce, czyniąc mieszkanie komfortowym i przytulnym również po zmroku.

Mimo, że projekt powstawał jeszcze przed pandemią, salon doskonale odpowiada potrzebom dzisiejszych czasów, w pełni korzystając z tego to co daje otoczenie. Dostęp do zieleni redukuje stres i wzmacnia kreatywność, tworząc przyjemne miejsce do zdalnej pracy z domu.

Architekci wyszli z założenia, że mniej znaczy więcej, dlatego wnętrze pozbawione jest zbędnych dodatków. Jednym z wyjątków jest charakterystyczny obraz, który Klientka przywiozła z zagranicznej podróży do Rwandy. Ożywia ścianę salonu, daje poczucie personalizacji, a jego niebieska kolorystyka idealnie komponuje się z morskimi kolorami pozostałej części mieszkania.

Pewnego rodzaju odrębny świat stanowi łazienka, zdominowana przez monochromatyczne płytki imitujące teksturę skały. Liczyło się uzyskanie czystości wnętrza – wszędzie gdzie było to możliwe, krawędzie są na jednym poziomie. Poziom szklanej ścianki prysznica kontynuowany jest w linii zabudowy łazienki, a następnie w krawędzi lustra. Przez cały okres remontu, architekci doglądali aby wszystko się ze sobą licowało.

Światło, materiały, kolorystyka i łączność z naturą. Te cztery fundamenty, wraz z podkreśleniem nowoczesnego charakteru wnętrza gwarantują, że właścicielka będzie się tu dobrze czuła, ciesząc się spokojem w centrum dużego miasta.

Dlaczego architektura, projektowanie?
Wojciech Fudala: Myślę, że każdy młody człowiek czuje wewnętrzną potrzebę zmieniania świata na lepsze. Każdy ma na to swój pomysł – niektórzy robią to poprzez muzykę, inni zostają aktywistami politycznymi. Narzędziem moich działań stała się architektura. Chciałem zmieniać przestrzeń życiową ludzi na lepszą, bez względu na to czy mówimy o mieszkaniach, miejscach pracy czy dużych przestrzeniach publicznych.

Kinga Gołąbek: Kiedy wybierałam kierunek studiów, zależało mi też na tym, aby przyszła praca była kreatywna i dająca dużo satysfakcji. Dziś mogę zdecydowanie powiedzieć, że był to wybór trafiony i mogę się dzięki niemu realizować.

Jak to się stało, że zaczęliście pracować razem?
W.F.: Poznaliśmy się przypadkowo, przez wspólne działania dla katowickiego oddziału Stowarzyszenia Architektów Polskich (SARP). Organizowaliśmy cykl wykładów Mistrzowie Architektury, w ramach którego zapraszaliśmy do Katowic znanych zagranicznych architektów, którzy opowiadali o najnowszych trendach w światowej architekturze. Szybko okazało się, że dobrze się rozumiemy i kierujemy się podobnymi wartościami, dlatego uznaliśmy że warto by było zrobić coś razem również projektowo.

K.G.: Oczywiście nie wszystko idzie zawsze lekko, łatwo i przyjemnie. Jesteśmy dwójką architektów, z których każdy ma swoje poglądy i własną wizję tego jak powinna wyglądać przestrzeń. Taka wymiana doświadczeń wychodzi jednak na dobre i mimo, że każdy z nas ma też na koncie swoje indywidualne realizacje to mogę śmiało powiedzieć, że projekty które robimy razem są tymi najlepszymi.

Jak zatem wyglądała praca nad Waszym projektem mieszkania w Katowicach?
W.F.: Projektowanie wnętrz i domów mieszkalnych jest specyficzne, ponieważ między projektantem a klientem nawiązuje się więź, która często owocuje przyjaźnią na lata. Za każdą tego typu realizacją stoją dziesiątki rozmów i wypitych kaw, a wszystko po to aby trafnie określić potrzeby klienta. Często zdarza się, że klient ma z góry wypisaną listę oczekiwań, jednak w czasie rozmowy powie o czymś co z pozoru wydawało się dla niego zupełnie nieistotne. Później okazuje się, że była to kluczowa informacja, na podstawie której zbudowany jest cały projekt. W tym przypadku był to podróżniczy styl życia Klientki, która łącząc pracę z pasją często przebywa poza Europą. W naszych projektach kierujemy się minimalizmem. Staramy się stworzyć prostą zasadę, którą konsekwentnie stosujemy przy projektowaniu całego wnętrza. Mieszkanie, o którym rozmawiamy można opisać w kilku słowach – biele, szarości i drewno, a także dodatki w kolorach marynistycznych, stanowiące odpowiedź na zamiłowanie Klientki do morskich podróży i żeglarstwa. Ta jedna zasada zastosowana została we wszystkich częściach mieszkalnych: salonie, kuchni i pokojach.

K.G.: Warto dodać, że mieliśmy tu do czynienia z bardzo świadomą Klientką, która od początku w pełni czuła nasz projekt. Bardzo nas ucieszyło, że nawet kiedy sama dobierała dodatki do swojego mieszkania to nie zmieniała charakteru wnętrza, tylko działała w zgodzie z główną zasadą projektową. Przykładem jest obraz, który przywiozła z podróży do Afryki, czy winylowa płyta Queen, pasujące kolorystycznie do krzeseł, poduszek czy rolet.

W.F.: Pamiętajmy, że mieszkanie jest sceną dla naszego życia. To tutaj spędzamy najwięcej czasu – śpimy, jemy, pracujemy. Dlatego tak ważne jest uważne wsłuchanie się w potrzeby Klientów i wskazanie drogi, dzięki której powstanie przestrzeń, w której będą się dobrze czuć.

W jakim kierunku zmierza Waszym zdaniem architektura i projektowanie?

W.F.: Przez całą historię architektury zmieniały się style i trendy, jednak jedno pozostaje ponadczasowe. W projektowaniu zawsze chodziło o prawidłowe odczytanie potrzeb klientów i dobrą odpowiedź na temat. Trudno powiedzieć w jakim kierunku architektura rozwinie się w przyszłości. Na pewno jednak architekci nadal będą musieli interesować się człowiekiem jako istotą społeczną i dobrze rozumieć jego potrzeby.

Obecnie, w przeciwieństwie do przeszłości gdzie budowało się trwałe budowle na dziesiątki, czy setki lat, obecnie modne jest budownictwo krótkotrwałe. Ludzie coraz mniej utożsamiają się z budynkami. Mają nam służyć przez kilka, kilkanaście lat a potem je burzymy i stawiamy nowe. Co o tym sądzicie?

K.G.: Uważam, że projektując nowy budynek musimy już na samym początku zadać sobie pytanie przez jaki czas będzie nam służyć i co się z nim stanie po zakończeniu użytkowania. Na świecie coraz popularniejszy jest system obiegu zamkniętego. Polega na budowaniu w taki sposób, że po rozbiórce budynku, jego elementy mogą zostać użyte ponownie na potrzeby innej budowy. Myślę, że może się to przyjąć, zwłaszcza że jest to opłacalne również z biznesowego punktu widzenia. Właściciel rozebranego budynku, zamiast gruzu i odpadów dysponuje elementami, które może ponownie wykorzystać lub sprzedać.

W.F.: Ekologiczna rozbiórka to nie jedyne rozwiązanie. Projektując budynek, warto robić to tak, aby w przyszłości łatwo było go dostosować do pełnienia innej funkcji niż docelowa. Moderniści twierdzili, że forma budynku wynika z funkcji. Dziś raczej powinno się powiedzieć, że dobry budynek to taki, który może pełnić różne funkcje w różnym czasie.

A jak wygląda Wasza praca w tym szczególnym czasie pandemii?

K.G.: To ciężki czas i wielu naszych kolegów architektów musiało zatrzymać swoje projekty, a nawet zawiesić działalność. My jednak mamy to szczęście, że udaje nam się funkcjonować w tych czasach umiarkowanie dobrze. Oczywiście wiele spotkań z klientami, czy współpracownikami przeniosło się do sieci, jednak wszystkie projekty i remonty, które zaczęliśmy realizować jeszcze przed pandemią są nadal kontynuowane. Mimo ograniczeń, na które nie mamy wpływu, nasza praca toczy się normalnie.

]]>
Michał Giercuszkiewicz. Wspomnienie http://metropolitansilesia.pl/2021/02/11/michal-giercuszkiewicz-wspomnienie/ Thu, 11 Feb 2021 17:30:00 +0000 http://metropolitankatowice.pl/?p=2672

Michał Giercuszkiewicz. Wspomnienie

Jacek Adamczyk
Jacek Adamczyk

W tekście wykorzystano fragmenty :
1. Reportażu z Dziennika Zachodniego 2005 rok. Autorzy: Marek Twaróg i Arkadiusz Gola
2. Wspomnienia o Michale Giercuszkiewiczu z Gazety Bieszczadzkiej pt. Bieszczady żegnają perkusistę Dżemu. Autor: Paba
Zdjęcia: Jacek Raciborski

W poniedziałek 27 lipca po długiej i ciężkiej chorobie w wieku 66 lat zmarł legendarny perkusista m.in. zespołu Dżem – Michał „Gier” Giercuszkiewicz.
Swoja karierę muzyczną rozpoczynał w latach siedemdziesiątych w zespole Apogeum. Na początku lat osiemdziesiątych dołączył do grupy Dżem. Bardzo przyjaźnił się z Ryśkiem Riedlem. Byli nierozłączni. Na trasach koncertowych zawsze mieszkali razem w jednym pokoju. Niestety, ich nierozłączność wiązała się również z narkotykami. Michał z Dżemem nagrał w 1982 roku pierwszy singiel „Paw/Whisky”, a trzy lata później pierwszy album „Cegła”.

Gier znany przede wszystkim z występów z Dżemem, koncertował i nagrywał z takimi zespołami jak Apogeum, Śląska Grupa Bluesowa, Kwadrat, K3. Do końca życia był aktywnym muzykiem. Zawsze marzył o solowej, własnej płycie i udało mu się to w tym roku. 19 czerwca ukazała się jego płyta „Wolność”, na której towarzyszy mu cała plejada gwiazd muzyki bluesowej.

Od około 1996 roku zamieszkał nad Zalewem Solińskim, początkowo na słynnej Wyspie Skalistej, gdzie przez wiele lat mieszkali ludzie szukający samotni, spokoju. Po roku musiał opuścić wyspę i wtedy przypomniał sobie o kei, którą wybudował wcześniej. Do niej dobudował ściany, prąd czerpał z agregatu, wodę zapewniało mu leśne źródełko, własnoręcznie wykonał gliniany piec dający ciepło, drewno przynosił z lasu. Zamieszkał na dwudziestometrowej tratwie w Zatoce Teleśnickiej, niedaleko Półwyspu Brosa. Perkusista wyjechał w Bieszczady, aby walczyć z uzależnieniem od narkotyków. Do śmierci mieszkał w kolejnym domu-tratwie zbudowanej na Zalewie Solińskim. Od lat jeździł nad Solinę. Szukał tu spokoju. Jego siostra ma nad Soliną dom i od czasu do czasu go pilnował. Przychodzi moment gdy umiera jego największy przyjaciel – Rysiek Riedel. Niedługo później umiera jego mama. Postanawia opuścić Śląsk. Chce skończyć z nałogiem, wyciszyć się. Zawsze chciał zabrać ze sobą Ryśka. Nie zdążył. Powtarzał: „gdybym go tu zabrał, na pewno by wyszedł z dragów tak jak ja”…..

„Tratwa to był jego dom, jego ostoja. Ostatnio miał już jednak lepszą, „nowocześniejszą”, tuż przy Werlasie, w której była nawet skromna łazienka„– mówi jeden z jego bieszczadzkich przyjaciół Pustelnik Jano. – „Kiedy przychodziłem do niego, to zawsze częstował mnie pachnącą dymem herbatą, która spokojnie wędziła się na palenisku i puszczał na starych odtwarzaczach hippisowską muzykę. Pamiętam jak kiedyś, znalazł błąd w grze jednego perkusisty, potrafił wyłapać każdy – nawet u najlepszego muzyka„– uśmiecha się na to wspomnienie Jano.

„Muzyk zawsze chciał mieszkać blisko natury, w jedności z przyrodą, by uciec od śląskiego zgiełku w którym się wychował. – Kiedyś opowiadał jak wyszedł na „ganek” swojej tratwy, a kilka metrów od niego zebrały się wilki. Patrzyli na siebie długo, nie uciekały… Wyczuły w nim dobrego człowieka – bo był naprawdę dobrym człowiekiem. Był dobry, życzliwy i gościnny„ – podkreśla Jano.

„Gier był bohaterem wielu filmów. Jeździli do niego dziennikarze i fotoreporterzy z całego świata. – Nigdy nie robił z siebie gwiazdy, był normalny. Zawsze kulturalny, na poziomie, wiedział co powiedzieć i nie przeklinał do kamery – chociaż jako muzyk i perkusista musiał się hamować„ – żartuje Jano. – „Na tratwie odwiedzał go Józek Skrzek, tam przecież nagrywali Suitę Bieszczadzką – no i chyba najważniejsza z jego przygód muzycznych – miał okazję zagrać na jednej scenie z legendą bluesa BB Kingiem. Chociaż wspominał też, że kiedyś wypił i „jabola” z muzykiem z Black Sabbath„ – śmieje się Jano i dodaje, że Gier jest również ozdobą jego wielu albumów fotograficznych o Bieszczadnikach.

„Gier był jedną z największych indywidualności polskiej sceny muzycznej, charyzmatycznym perkusistą i żywą legendą bluesa, ale najważniejsze, że był bardzo lubiany. Pewnie przez swoją skromność i wrażliwość. Niestety góry zostają, a ludzie odchodzą„ – kończy wspomnienie o Gierze Jano.

W jego rodzinnym domu fortepian stał zawsze, ale jakoś nie kwapił się ćwiczyć gamy. Miał wujka który wykładał na Akademii Muzycznej, ale zdecydował się na Śląskie Zakłady Techniczno-Naukowe. Tu poznał Jurka Kawalca, przyszłego basistę m.in. zespołu Krzak. Szkoły Gier nie skończył, ale już grał z Leszkiem Winderem i Jurkiem Kawalcem. W końcu zdecydował się na szkołę muzyczną. Ale pozostał niepokorny. Wbrew nauczycielom nie chciał grać klasycznie i pałki zawsze trzymał jak bluesman. Grał przez jakiś czas w Kwadratach, Krzaku, a nawet z zespołem Wawele. Potem trafił do Dżemu.

Gdy w 1986 roku rozstał się z Dżemem nagrał wraz z Leszkiem Winderem jedyny album grupy Bezdomne Psy. Czasem grywał z Cree, Elą Mielczarek, SBB.

W 2005 roku reporterzy Dziennika Zachodniego Marek Twaróg i Arkadiusz Gola w towarzystwie znanego muzyka Andrzeja Urnego odwiedzili go na tratwie. Oto fragment ich opowieści o Michale:
„Był rok 1985, kiedy z Dżemem pojechaliśmy na koncerty do Szwajcarii. Razem ćpaliśmy, ale wiedzieliśmy, że na lotnisku nie możemy mieć żadnego sprzętu, bo są kontrole. Oczywiście wyciągnięto nas na rewizje z grona pasażerów bezbłędnie. Ale ja miałem butelkę towaru, tyle że w nadanej wcześniej walizce. Już w Szwajcarii zorientowaliśmy się z Ryśkiem, że co prawda towar mamy pod ręką, ale nie mamy strzykawki. To był dramat, przecież mieliśmy wrócić do kraju dopiero za dziesięć dni. Idę do apteki i ze słowniczkiem w ręku mówię coś na kształt „szprice bite”. Zaraz ktoś zadzwonił po policję. – Po co ci strzykawka? – pytają. – Żeby naoliwić stopę w bębnach – udaje mi się nakłamać. Za chwilę policja bierze mnie gdzieś do warsztatu i daje 20 oliwiarek. Ręce mi opadły. A pod koniec pobytu, gdy Rysiek z tych swoich cholernych reklamówek wyciągał spodnie do przebrania, to z kieszeni wypadła mu strzykawka.
Gdy mówi o Dżemie, to w zasadzie mówi o Ryśku. Kolejne pytanie o ten zespół zawsze kwituje słowami: – Zmieniło się, Ryśka już nie ma.
Dziś Gier jest czysty. Znaczy nie bierze. Martwi się jednak, że tacy muzycy jak on dają zły przykład młodym. – Sam pamiętam tę ciekawość: jak to jest po narkotykach, skoro na przykład Hendrix pisze takie numery?„
Michał na zawsze pozostanie legendą śląskiego bluesa. Teraz gra w największej orkiestrze świata….

]]>
Najlepszy kolega Mela Gibsona http://metropolitansilesia.pl/2021/02/11/najlepszy-kolega-mela-gibsona/ Thu, 11 Feb 2021 17:13:12 +0000 http://metropolitankatowice.pl/?p=2656

Najlepszy kolega Mela Gibsona

Jacek Adamczyk, Agnieszka Twaróg-Kanus
Jacek Adamczyk, Agnieszka Twaróg-Kanus

Fot. Maja Maciejko

O czym marzył Mirek jako dziecko, jakie miał plany?

Chciałem być marynarzem. To było tak:  jak byłem małym dzieckiem mieszkałem wśród lasów, nad rzeką, w pięknych okolicznościach przyrody. Byłem synem nauczycielki na wsi i to było piękne z różnych względów. Nagle przyjechałem do Chorzowa i poszedłem do 5 klasy podstawówki. To była niesamowita zmiana. Nagle jesteś w centrum wielkiego miasta, wszystko śmierdziało, strasznie śmierdziało. Krótko po przyjeździe poszedłem do sklepu i usłyszałem: dejcie mi pół funta kejzy. Zdziwiem się: w jakim języku oni mówią? Ale dziecko szybko się uczy, już po kilku miesiącach godołem  i  ciulałem się z kolegami na placu. Trzeba było znać hierarchię, wiedzieć kto jest ważny. Tam rządziły proste i sprawiedliwe zasady. W Twojej dzielnicy nikt Cię nie zaczepił. Jak chłopcy robili wojny między sobą, to ja szybko zapisałem się na zapasy w AKSie Chorzów, gdzie nie mieliśmy własnego miejsca i ćwiczyliśmy na Sali na Stadionie Śląskim kilka lat i to było fajne. Sport jest dobry dla młodego człowieka. Ale to nie wszystko. W naszym domu dużo się czytało, dlatego pożerałem olbrzymie ilości książek. W związku z tym, że mówiłem czysto po Polsku, bez żadnego akcentu i naleciałości to brałem udział w konkursach recytatorskich, kółkach teatralnych co w naturalny sposób pchnęło mnie w tym kierunku, gdzie nic nie trzeba umieć a można jakoś przeżyć… no chyba tak… Nie wiem czy chciałem być jeszcze kimś innym, ale to nie było moim marzeniem aby być aktorem, mieć teatr. Może później, jak miałem dwadzieścia kilka lat. Gdy  występowałem w studenckich teatrach, robiliśmy ważne rzeczy ciężko pracując, ale to były fajne czasy, które wymagały olbrzymiego zdyscyplinowania:  szósta rano na próbę, potem na ósmą do szkoły, obiad i znowu próba.

 
Mało kto wie, że miałeś ciekawe doświadczenie z muzyką i to tą najcięższą, heavy metalową.
 

Taak. To było bardzo interesujące bo nałożyły się na to dwie rzeczy. Był stan wojenny i ja z moim kolegą kompozytorem Andrzejem Płaczkiem zaczęliśmy występować w kościołach grając utwory naszego Papieża. Zagraliśmy tych koncertów chyba z sześćset: w Polsce Niemczech, Anglii, Belgi. Graliśmy tego bardzo dużo, a tu nagle przychodzi mój kolega Tomek Pałasz ( z którym jakiś czas wynajmowaliśmy mieszkanie)  i mówi: słuchaj przyszedłbyś do nas na próbę? Jestem managerem takiego metalowego zespołu (KAT – przyp. Red.). No i poszedłem. Ta muzyka była nieznośna, to uderzenie, ten bas, po prostu wszystko Cię bolało. Trzeba było coś wymyśleć, aby to miało jakąś formę sceniczną, coś w rodzaju spektaklu. Niektórych z kolegów było ciężko przekonać, ale niektórzy to szybko łyknęli. Chudy wtedy robił z gitarą salto w powietrzu i spadał na dwie nogi, i grał dalej. Nasz spektakl zaczynał się tak:  olbrzymie logo zespołu jechało do góry, dym, balet z Teatru Rozrywki, sceny krwawe z nagą dziewczyną pomalowaną na złoto, Kostrzewski w trumnie. Świetna zabawa, a to wszystko przy pełnej publice w Spodku. Wiele osób, które coś tam plotły o satanizmie z reguły nie mając pojęcia o tym, krytykowało ten występ strasznie. No i wiesz to środowisko metalowe mocne i bezkompromisowe. W ogóle uważam, że środowisko metalowe wtedy i dzisiaj to jedno z najłagodniejszych. Nie widziałem nigdy żadnej agresji z ich strony. W Jarocinie byłem dwa razy i nic tam się złego nie wydarzyło. No był to ciekawy okres, nawet Kostrzewski w swojej książce o tym wspominał.

Był jeszcze jeden projekt o którym nie wspomniałeś – WILKI WSCHODU

Aaaaa tak. Chciałem zrobić coś większego, żeby to było trochę bardziej europejskie, szczególnie, że środowisko metalowe było bardzo zachowawcze. Oni grali to, co już wcześniej ktoś inny grał. Pamiętam w pewnym momencie powiedziałem im: zagrajcie coś spokojnego, balladę. A oni: gdzie tam! Balladę? My musimy napierdzielać! A potem Metallica nagrała balladę, a oni: musimy nagrać balladę! A ja: dwa lata temu wam o tym mówiłem. Ja powiem szczerze, że już z tego projektu niewiele pamiętam. Wiem, że miały być jakieś kraty przed sceną, rzucanie kawałkami mięsa itp. To były początki metalu w Polsce i tych zespołów nie było za wiele, KAT-owi udało się zabłysnąć i wypłynąć, nawet Telewizja się dla nich otworzyła. Mogli zrobić wielką karierę, a zrobili taką niszową. Tylko w Polsce.


Jakie masz inne pasje niż teatr??

Książki, książki. Dla mnie najlepsze wakacje to cygaro, whisky i książka. Jakieś fascynacje? Dopóki nie byłem ojcem to w ogóle nie wiedziałem o co w tym chodzi, dzieci. A teraz od 11 lat mam całkiem inne na to spojrzenie.

 

Wracając do książek. Jaki przedział literacki Cię pochłania?


Różne książki czytam. W młodości  był taki boom literatury ibero amerykańskiej. Wszystkie Borhezy, Markezy, ja to wszystko czytałem. Pamiętam też  o świetnej literaturze europejskiej początku 20 wieku. Interesuje mnie po prostu dobra książka. Kryminały uwielbiam czytać. Ostatnio takiego Vonneguta kupiłem, którego tom liczy 980 stron. Genialne. Jeśli coś jest zadrukowane, a nie jest to podręcznik fizyki nuklearnej to to czytam.

Whisky i cygara?

Dobre, tylko dobre. Cygara kubańskie tylko. A whisky takie, które śmierdzi bagnem. Takie najbardziej. Musi być taka śmierdząca lizolem. Wiesz……. możemy napisać o tym, że lubimy jeździć do Finlandii i nic nie robić przez tydzień. Pić whisky, palić cygara i wypoczywać.

Samochody?

Eeee bez przesady. Aby jechało i miało znaczek BMW a reszta jest nieważna.

Intryguje mnie jedna rzecz. Był okres, że powstawało dużo małych, prywatnych teatrów i tak naprawdę 90% z nich nie przetrwało. Jaka jest recepta na taki teatr jak wasz?

Spalić okręty. Jak Rzymianie przybywali, aby zdobyć jakiś ląd to pierwsze co robili, to palili swoje okręty, żeby nie móc wrócić. Wtedy szli do przodu, bo nie mieli innego wyjścia, nie mieli jak uciec. W teatrze jest tak samo. Jeśli pracujesz w teatrze państwowym i chcesz sobie na boku zrobić taki mały teatrzyk, gdzie będziesz grał dwa razy w miesiącu, to nie ma szans powodzenia. Nikt nie będzie przychodził, bo ty jesteś ograniczony swoją pracą w teatrze i masz inne zobowiązania. Wiesz, że nie masz tego okrętu bo jest spalony i wtedy robisz to na pełny etat i  nie zrażasz się niepowodzeniami. Pierwsze lata gdy nie mieliśmy siedziby jeździliśmy po Polsce, graliśmy w szkołach,  sanatoriach, domach kultury,  wszędzie gdzie nas chcieli. Graliśmy straszne ilości tych spektakli. Wiek pozwalał na to, że graliśmy w każdych warunkach, byleby widz siedział. Jak już mieliśmy swoją siedzibę, to na pierwsze spektakle przychodziło 8 osób, potem naście.. i teraz co robić? Odwołać? Przyszło dwunastu widzów. Grać? No grać! bo przyszło dwunastu,  następnym razem będzie osiemnastu. Po roku takiego biedowania te koło tak się zamachnęło, że  ludzie zaczęli przychodzić. Owocem pracy i dodatkowymi projektami stały się Letni Ogród Teatralny, i w zimie Karnawał Komedii. Taką zasadę przyjąłem, że teatr ma być dla ludzi, który bawi, a nie nudzi. Nie chcę dawać trudnych egzystencjalnych spektakli, po których człowiek wraca do domu przygnębiony. Ważne są sztuki które są zabawne, nie głupie, pozostawiają   w głowie pozytywną energię i myślenie. Improwizacja w wielu spektaklach, praca z aktorami z którymi chcesz pracować tworzy pozytywny klimat.  Ludzie przychodzą, grają, czują się jak u siebie. U nas zdarza się, tak po ludzku, że kolega który gra na scenie staje  i przerywa bilety, albo w szatni przyjmuje płaszcze. To jest takie naturalne.

Graliście w różnych środowiskach: w szkołach, ale i też w zakładach karnych. Jak z takim widzem nawiązywaliście kontakt?

Graliśmy w więzieniach i graliśmy dla wojska. Pamiętam taką sytuację: gramy w jednostce wojskowej, wiemy już w którym momencie ludzie wybuchają śmiechem, a tu cisza…… , następny fragment gdzie wybuchają śmiechem…. znów cisza. Nikt nie przeszkadza, wszyscy siedzą i patrzą. Z perspektywy aktora gra się fatalnie. Na koniec przedstawienia owacje. Dograliśmy do końca, ale byliśmy psychicznie wykończeni. Przychodzi major i pyta: co panowie, fajnie było nie? Mówimy: no fajnie, Major na to: porządek musi być, powiedziałem im, że jak się który zaśmieje to będzie miał ze mną do czynienia! A w jednej sztuce w więzieniu grałem kolegę Mela Gibsona. Dziwne wrażenie: zaczynasz spektakl, jesteś ubrany w strój więzienny i nagle patrzysz a na widowni wszyscy są tak samo ubrani jak ja! Tylko że ja idę do domu po spektaklu, a oni niespecjalnie. To jest naprawdę ciekawe doświadczenie. Teatr to taki paradoks. Teatr kłamiąc nie może kłamać,  bo wszystko w teatrze polega na kłamstwie, oszustwie. Umawiamy się, że to jest zamek królewski, a w rzeczywistości  jest to pomieszczenie z deskami.  Scena po prostu i ludzie w to wierzą.  Mam na myśli kłamanie w sferze emocji, bo chodzi o taką uczciwość, jak widownia widzi, że Ci aktorzy dają z siebie wszystko to otwiera się i przyjmują to naturalnie.

Często występujesz w roli konferansjera. Opowiedz trochę o tym.

Wszystko już chyba prowadziłem. Prowadzenie imprez to nie jest łatwy kawałek chleba. Twoje aktorstwo i to co zrobiłeś na scenie nie ma żadnego znaczenia. Wychodzisz  i nagle widzisz przed sobą tłum ludzi. Musisz ich jakoś zainteresować, nie mądrzyć się, ale być kimś kogo oni polubią. Masz na to mało czasu. Ja się do tego jakoś specjalnie nie przygotowuję. Nie mam gotowych tekstów, ale wiem co powiem w zakresie podstawowych informacji o firmie czy organizacji. Jak wychodzę na scenę to wiem, że trzeba wziąć z tego to co Cię otacza. Czasem jest ciężko, bo będą ordery przyznawane, sala 800 osób, a ordery dostaje 240. Wyobraź sobie, że teraz te 240 osób wychodzi na scenę,  nic się nie dzieje tylko sobie ręce ściskają , trzeba jakieś cuda wymyślać, żeby tych ludzi zainteresować.  Zdarzyło mi się też wystawić monodram dla 8 osób, bo ktoś miał urodziny i postanowił że chce gościom pokazać sztukę. W restauracji jak w teatrze: Sergiusz przyjechał, ustawił scenę, reflektory i gram spektakl. Więc jak słyszę, że aktor nie zagra bo nie ma warunków mówię: my jesteśmy zawodem kuglarzy, nie bez powodu nas chowali za murami cmentarza bo to jest nieludzkie co robi aktor. Nieludzkie w sensie wiary. Aktor nagle udaje kogoś innego, staje się kimś innym, bo jakby jest zabronione ze ktoś ma różne osobowości, a poza  tym był to zawsze zawód nisko traktowany.

Rodzina?

Moja żona też jest aktorką. Gra w krakowskim teatrze, jest bardzo dobrą aktorką. I w związku z tym mieszkamy w Krakowie. To  piękne miasto, ale  nie jest moje. Jak wracam do Katowic to tu jest moje miasto. Katowice, Chorzów, Śląsk jest moim miejscem. Moja najstarsza córka teraz zdała maturę. Ukochane bliźniaczki grają na instrumentach, jedna na wiolonczeli, druga na fortepianie. Wymyślają sztuki i piosenki. Geny. Co więcej o rodzinie? Normalnie. Lubimy razem wyjeżdżać na wakacje. Kiedyś po prostu jeździliśmy, a teraz pandemia pokazała: siedzisz  z żoną i z dziećmi w domu, co jest sprawdzianem relacji. Albo się pozabijacie, albo nie.

Jaka jest Twoja śląskość?

To jest ciekawe, bo jako dziecko zostałem rzucony  w samo centrum śląskości, a w mojej dzielnicy chyba nikt nie mówił po polsku. Śląskość to  miejsce gdzie ojcowie pracowali albo w kopalniach albo w hutach, z tymi co drugi dzień mytymi oknami, z  obiadem. Ślązacy nie są zbyt otwarci, ale jak już się otworzy dla ciebie ten dom to jest naprawdę fajnie. Miałem taką koleżankę, jej mama Hildegarda była Ślązaczką z krwi i kości. Jak ją wzięli na roboty do Niemiec  trafiła do Berlina, gdzie była służącą u najlepszego dentysty w mieście, czyli najlepszego w Niemczech i podawała herbatkę między innymi Goeringowi. Ona mi dużo  o Śląsku opowiadała. Na przykład  o tym, jak ludzie w czasie wojny często zmieniali nazwiska. Śląskość nie była mi potrzebna, zauważalna, jeździłem i grałem po całej Polsce i nagle z Robertem (Talarczykiem -przyp. red.) zastanawialiśmy się jaką nową sztukę zrobić. Pomyśleliśmy o Cholonku i nagle wow! Cała ta przeszłość wróciła pozytywnie. Potem stworzyliśmy drugi śląski spektakl pt. „Mianujom mie Hanka”. Wprowadziliśmy język śląski do teatrów.  Były śląskie tematy ale nigdy po śląsku.

Beksiński mówił: zakładam fartuch i idę do roboty. Ile jest aktora w rzemieślniku, a ile rzemieślnika w aktorze?

Uważam, że jak aktor nie jest rzemieślnikiem, to nie jest aktorem. To jest głównie rzemiosło. Czasem zdarzają się momenty nieuchwytne. Dziś grasz spektakl, za dwa dni również, ale w całkiem inny sposób.  Czasem zdarza się porozumienie aktora z widzem, co stanowi swoisty dodatek do tej pracy. To jest normalna męska praca rzemieślnicza.

Mówi się że sukces to: 80% pracy, a 20 % talentu. Zgadzasz się z tym stwierdzeniem?

Bardzo. Dodałbym jeszcze lenistwo, bo ja jestem leniwy bardzo. Z tego wynika, że jak mam coś zrobić to zrobię to jak najszybciej i jak najlepiej potrafię, żeby jak najszybciej mieć to z głowy.

Jaki przekaz, wypowiedź wywarła na Tobie wrażenie?

Ale to trudne pytanie. Jak sobie pomyślę o wystąpieniu Wałęsy w kongresie to poczułem ciarki na plecach, on stał i swoim nieudolnym językiem mówił,
a tłumacz (wybitny dziennikarz Jacek Kalabiński – przyp. Red.) przekładał na angielski. Zrobił z tego show niesamowity, a na mnie wywarło to ogromne wrażenie. Pamiętam też jak ludzie lądowali na księżycu i ja to w radio słuchałem w nocy, kiedy wszyscy spali. Magiczne, zielone oko radia działające na wyobraźnię, bo nie widzisz żadnego obrazu.

Jakim jesteś Przedsiębiorcą?

Liberalnym bardzo, ze wspieraniem. W teatrze jest mało ludzi na etacie. Dwoje w biurze, Pani w szatni, Pani od biletów, reszta na umowę o dzieło. Ten formalny sposób zatrudnienia nie ma znaczenia, bo oni wszyscy czują się zespołem. W teatrze jest tak jak w każdym działaniu estradowym. O 19.00 jest spektakl i choćby się waliło, paliło o tej godzinie jest przedstawienie i aktor musi na tą 19.00 dojechać. Osoba, która sprzedaje bilety też. Nie weźmiesz wolnego bo się źle czujesz. Nie ma opcji. Aktor umiera, przychodzi i gra spektakl. Wiele razy było tak, że przychodziliśmy chorzy, z gorączką. U nas w teatrze jest tak, że każdy wie co ma robić, ja nie mam żadnego systemu kontroli, ale wiem kiedy coś działa albo nie działa.

Współpracujesz z wieloma pokoleniami. Czego można nauczyć się od młodych?

Od młodych można nauczyć się tego, żeby trochę wyluzować. Żeby się tak nie przejmować wszystkim. Żeby nie robić jednej rzeczy, a robić różne rzeczy. Chociaż u mnie w teatrze jest tak że potrafią zagrać bajkę i poważny spektakl. Wiele potrafią, przez to, że muszą grać w różnych miejscach. Każdy Teatr rządzi się żelaznymi zasadami: być punktualnym na spektakl, próbę, przygotowanym i to dotyczy zarówno młodych, jak i tych z dużym doświadczeniem. Jak aktor nie dostosuje się do zasad to nie osiągnie nic w zawodzie.

Zadbałeś o widzów LOTem latem i Karnawałem Komedii zimą, a co z jesienią i wiosną?
Nie dałbym już rady. Za dużo, to wystarczy. Wydarzenia te przygotowują zgrane, profesjonalne ekipy, które ustalają warunki, kontrakty, terminy. To ciężka robota i więcej się nie da, a przecież gramy też regularny sezon. Mam satysfakcję, że każdy teatr, który przyjeżdża gościnnie na LOT lub Karnawał Komedii mówi: ja pierdziele ale macie publiczność!!

]]>
Pastels – are – on! http://metropolitansilesia.pl/2021/02/11/pastels-are-on/ Thu, 11 Feb 2021 16:56:20 +0000 http://metropolitankatowice.pl/?p=2633

Pastels - are - on!

W tym sezonie (wreszcie!) odchodzimy od mocnych, teatralnych wręcz makijaży, które królowały zarówno na salonach jak i na ulicach od dłuższego czasu. Rezygnujemy z bardzo mocno podkreślonych oczu i ust, silnego konturowania twarzy oraz sztucznych rzęs. Teraz stawimy na naturalność – czyli na makijaże typu no make up. Najmocniejszym elementem makijażu są brwi – jednak nie są one silnie podrysowane jak wcześniej, a raczej mocno wyszczotkowane i utrwalone, przy zachowaniu ich naturalnego odcienia.

Celem jest podkreślenie naturalnego piękna – dlatego oczy są jedynie lekko muśnięte pastelowym kolorem, podobnie jak usta, których kontur nie jest do końca wyraźny, wręcz lekko się rozmywa. Policzki są delikatnie dotknięte różem pasującym do naszej karnacji, a skóra nie jest
w pełni matowa, na policzkach pojawia się dyskretny mokry glow.

Fotografia, koncepcja i retusz: MAJA MACIEJKO
Fotografia, koncepcja i retusz: MAJA MACIEJKO

Make up artist: Paulina Wisińska BlackDoe Make up
Projektant mody: KrySzy Krystian Szymczak
Stylistki: Maja Maciejko & Magdalena Zięba - Morales
Modelki: Natalia Dziadul, Oliwia Dziadul, Inka Lis, Paulina Wisińska

]]>
Muzyczny świat Karłowicza http://metropolitansilesia.pl/2021/02/11/muzyczny-swiat-karlowicza/ Thu, 11 Feb 2021 16:45:49 +0000 http://metropolitankatowice.pl/?p=2620

Muzyczny świat Karłowicza

Jacek Adamczyk, Agnieszka Twaróg-Kanus
Jacek Adamczyk, Agnieszka Twaróg-Kanus

Fot. Maja Maciejko

Pani Dyrektor. Jakie wartości promuje „Karłowicz”?

Szkoła promuje te wartości, których oczekuje się od ludzi kultury, a które są też nieodzowne do bycia artystą- muzykiem. Czego oczekujemy od ludzi kultury, od artystów?- oczekujemy, że choć na chwilę przeniosą nas w inny wymiar, że pozwolą nam oderwać się od rzeczywistości, że dzięki spotkaniu z nimi napełnimy się pozytywną energią, potrzebnym „dobrem”.
Przełożenie tego zadania na dydaktykę, kształtowanie u uczniów takich cech jak wrażliwość, empatia, uczciwość, pracowitość, odwaga, wskazywanie roli jaką artysta muzyk ma do spełnienia w społeczeństwie jako „łącznik” między kompozytorem a odbiorcą muzyki, jako twórca kultury- to nasze zadanie. Jeśli chodzi o szkołę podstawową, wskazane wartości w sposób naturalny przenoszą się na całe rodziny, które towarzyszą uczniom w kształceniu, kształceniu wymagającym łączenia nauki w dwóch szkołach, wymagającym doskonałej organizacji czasu. W aspekcie kształcenia państwowego, nieodzowna jest pewna schematyzacja działań- najważniejsze czym te schematy wypełnimy,  a to leży w rękach nauczycieli, pedagogów, wykładowców. Stąd też olbrzymia odpowiedzialność nałożona na ludzi tej profesji.

Jaka jest recepta na dobrą artystyczną edukację?

Recepta to zarazem pytanie – czego, jakich efektów oczekuję od edukacji, w szczególności edukacji artystycznej?, czego my sami oczekiwaliśmy od naszych szkół? Patrząc na siebie, naszych uczniów, moje dzieci-dobra edukacja, edukacja artystyczna to ta, która pozwala nam stale się rozwijać, dostrzegać coraz więcej, pracować twórczo i z pasją, odkrywać  i „zagospodarowywać” swoje talenty, umiejętności.
W sposób szczególny kładę nacisk na słowo „zagospodarowanie” umiejętności, czyli pokazanie młodym ludziom olbrzymiego obszaru w którym mogą odnaleźć miejsce dla siebie, zawodu który będzie ich pasją, a jednocześnie wyposażyć w wiedzę i umiejętności, które pozwolą im robić wszystko „czego dusza zapragnie”. Edukacja artystyczna prowadzi nie tylko na estradę- edukacja artystyczna prowadzi do: radia, filmu, instytucji kultury, szkół, wydawnictw… . „Karłowicz” przedstawia młodym ludziom różnorodną ofertę kształcenia. Chcielibyśmy, żeby nasi uczniowie odnajdywali się zarówno w muzyce klasycznej, jak i muzyce szeroko pojętej estrady we wszystkich jej odcieniach, stylach, aby odnajdywali się jako dyrygenci, kompozytorzy ,aranżerzy czy reżyserzy dźwięku. Mocną stroną naszej oferty edukacyjnej jest jej różnorodność, wszechstronność przejawiająca się nie tylko w ilości, ale przede wszystkim w jakości naszych wspólnych działań i szeroko pojętej współpracy.

Kto jest wizytówką Karłowicza?

Dla Szkoły od zawsze wizytówką jest sam Mieczysław Karłowicz i jego niezwykła osobowość. Osobowość człowieka poszukującego zarówno w obszarze muzycznym jak i społecznym, twórcy niespokojnego duchem, wizjonera- znakomitego kompozytora, muzyka, artysty ale i sportowca, taternika, twórcy GOPR. Podążając za tą wizytówką „ Karłowiczanie” to pełni pasji, wszechstronni, poszukujący ludzie, artyści- muzycy. Wizytówka ostatnich lat…?.Zacznę od Tymka Biesa, którego widzimy obecnie na plakatach jako artystę rezydenta NOSPR w sezonie 2020/2021-pianista, kompozytor, producent muzyczny, laureat I nagrody  I Międzynarodowym Konkursie Muzycznym im. Karola Szymanowskiego – absolwent katowickiej Akademii Muzycznej w klasie fortepianu prof. Zbigniewa Raubo i przez wiele lat uczeń naszej szkoły, mojej klasy fortepianu. Dalej cenieni, współpracujący z najlepszymi polskimi orkiestrami dyrygenci: Szymon Bywalec- dyrektor artystyczny i dyrygent Orkiestry Muzyki Nowej, który z wyróżnieniem ukończył naszą Szkołę w klasie oboju Józefa Markiela i fortepianu Bożeny Dymek; Maciej Tomasiewicz- obecnie I dyrygent Śląskiej Orkiestry Kameralnej, ukończył z wyróżnieniem „Karłowicza” w klasie skrzypiec pani Małgorzaty Nowak- Dąbrowskiej. Niedawni absolwenci- już poszukiwani na estradach: Natalia Skrycka- mezzosopran, solistka berlińskiej Staatsoper klasa śpiewu Agaty Kobierskiej; Bartłomiej Kokot-pianista, laureat tegorocznej „Estrady młodych” w Słupsku, klasa fortepianu Beaty Bilińskiej; Anna Trólka- skrzypaczka, koncertmistrz Orkiestry Symfonicznej Filharmonii Śląskiej- klasa Elżbiety Pisarskiej; Adrian Janda- klarnecista, muzyk Orkiestry Filharmonii Narodowej -klasa Macieja Niewiary. „Małe wizytówki”, pokazane przez red. Violettę Rotter- Kozera w „Śląskim 4 you”: Dominik Psiurski- wiolonczelista, klasa Danuty Sobik- Ptok; Krzysiu Hudziak- skrzypek, klasa Moniki Szwedy Kuba Ryś- pianista, klasa Doroty Zawieruchy.

Pani Dyrektor. Jak wygląda promowanie szkoły na tle światowym, ogólnopolskim i lokalnym?

Promocja Szkoły odbywa się na różnych płaszczyznach. Promocja Szkoły to przede wszystkim  to, co jako „Karłowiczanie” wnosimy w codzienne życie- czy staje się dzięki nam lepsze, piękniejsze?. Promocja Szkoły, to koncerty naszych uczniów, absolwentów, nauczycieli na estradach: lokalnych, polskich, światowych, to miejsca jakie zajmują w uznanych instytucjach kultury czy na renomowanych konkursach. Promocja Szkoły to wydane płyty, publikacje , nakręcone filmy, nagrane programy, reportaże, to nasza obecność w portalach społecznościowych. Staramy się dotrzeć z informacją o Szkole w różne kręgi społeczne, głównie poprzez działania artystyczne, ale i tradycyjnymi metodami- pokazując na czym polega kształcenie muzyczne i jakich wymaga umiejętności. W kształceniu artystycznym, którego trzon stanowi kształcenie indywidualne, obok oferty, modelu kształcenia który proponuje szkoła, nadal niezwykłą rolę pełni nauczyciel gry na instrumencie, nauczyciel śpiewu. Za dobrymi nauczycielami podążają uczniowie, przemierzając często wiele kilometrów i decydując się na naukę poza miejscem zamieszkania. Położony w centrum Katowic, w bliskości renomowanych instytucji kultury „Karłowicz”, może poszczycić się znakomitą kadrą pedagogiczną, która daje gwarancję wszechstronności i jakości kształcenia na bardzo wysokim poziomie.

Jakie ma Pani plany związane z rozwojem szkoły artystycznej?

Na to pytanie częściowo udzieliłam już odpowiedzi mówiąc o dobrej edukacji. Są w szkolnictwie artystycznym, w którym pokaz i ocena umiejętności finalizuje się głównie na estradzie, pewne niezmienne umiejętności, które w procesie nauki trzeba nabyć- droga do nich może być różna. I tu dostrzegam wiele możliwości. Plany kształtuję obserwując potrzeby dzieci i ich rodzin, pragnienia zawodowe młodzieży, a jednocześnie patrząc na możliwości jakie daje nam świat. Ostatnie dni kazały, myślę wielu z nas, zweryfikować plany rozwoju szkół-skierować je mocno na wykorzystanie multimediów w dydaktyce, w kontakcie ze światem, a jednocześnie na samodzielną pracę uczniów. Takie są też moje plany. Chciałabym by nasi absolwenci bez problemu odnajdywali się na polskich i zagranicznych uczelniach artystycznych, aby mieli wszechstronne umiejętności pozwalające im pracować w wymarzonych miejscach, jako twórcom i współtwórcom szeroko pojętej kultury muzycznej.  

Co Koronawirus zmienił w życiu placówki, nauczycieli i uczniów?
 
Traktuję tę sytuację jako wyjątkową i ….przejściową. Mówimy tu raczej o radzeniu sobie w sytuacji zagrożenia, zagrożenia naszego życia!. Nie czas myślę jeszcze na podsumowania- to bardzo trudne, nowe zadanie, które z dnia na dzień z niepokojem rozwiązujemy, mając co chwilę inne dane. Szybko musieliśmy się dostosować do pracy i życia w zupełnie innej rzeczywistości- to myślę udało nam się całkiem nieźle. Oby wystarczyło nam wszystkim pokory, cierpliwości, siły ducha i wyobraźni pięknie kształtującej codzienność.
]]>