Warning: Constant WP_MEMORY_LIMIT already defined in /home/colorizedspz/ftp/metropolitan/www/wp-config.php on line 91
Najlepszy kolega Mela Gibsona – Metropolitan Silesia

Najlepszy kolega Mela Gibsona

Jacek Adamczyk, Agnieszka Twaróg-Kanus
Jacek Adamczyk, Agnieszka Twaróg-Kanus

Fot. Maja Maciejko

O czym marzył Mirek jako dziecko, jakie miał plany?

Chciałem być marynarzem. To było tak:  jak byłem małym dzieckiem mieszkałem wśród lasów, nad rzeką, w pięknych okolicznościach przyrody. Byłem synem nauczycielki na wsi i to było piękne z różnych względów. Nagle przyjechałem do Chorzowa i poszedłem do 5 klasy podstawówki. To była niesamowita zmiana. Nagle jesteś w centrum wielkiego miasta, wszystko śmierdziało, strasznie śmierdziało. Krótko po przyjeździe poszedłem do sklepu i usłyszałem: dejcie mi pół funta kejzy. Zdziwiem się: w jakim języku oni mówią? Ale dziecko szybko się uczy, już po kilku miesiącach godołem  i  ciulałem się z kolegami na placu. Trzeba było znać hierarchię, wiedzieć kto jest ważny. Tam rządziły proste i sprawiedliwe zasady. W Twojej dzielnicy nikt Cię nie zaczepił. Jak chłopcy robili wojny między sobą, to ja szybko zapisałem się na zapasy w AKSie Chorzów, gdzie nie mieliśmy własnego miejsca i ćwiczyliśmy na Sali na Stadionie Śląskim kilka lat i to było fajne. Sport jest dobry dla młodego człowieka. Ale to nie wszystko. W naszym domu dużo się czytało, dlatego pożerałem olbrzymie ilości książek. W związku z tym, że mówiłem czysto po Polsku, bez żadnego akcentu i naleciałości to brałem udział w konkursach recytatorskich, kółkach teatralnych co w naturalny sposób pchnęło mnie w tym kierunku, gdzie nic nie trzeba umieć a można jakoś przeżyć… no chyba tak… Nie wiem czy chciałem być jeszcze kimś innym, ale to nie było moim marzeniem aby być aktorem, mieć teatr. Może później, jak miałem dwadzieścia kilka lat. Gdy  występowałem w studenckich teatrach, robiliśmy ważne rzeczy ciężko pracując, ale to były fajne czasy, które wymagały olbrzymiego zdyscyplinowania:  szósta rano na próbę, potem na ósmą do szkoły, obiad i znowu próba.

 
Mało kto wie, że miałeś ciekawe doświadczenie z muzyką i to tą najcięższą, heavy metalową.
 

Taak. To było bardzo interesujące bo nałożyły się na to dwie rzeczy. Był stan wojenny i ja z moim kolegą kompozytorem Andrzejem Płaczkiem zaczęliśmy występować w kościołach grając utwory naszego Papieża. Zagraliśmy tych koncertów chyba z sześćset: w Polsce Niemczech, Anglii, Belgi. Graliśmy tego bardzo dużo, a tu nagle przychodzi mój kolega Tomek Pałasz ( z którym jakiś czas wynajmowaliśmy mieszkanie)  i mówi: słuchaj przyszedłbyś do nas na próbę? Jestem managerem takiego metalowego zespołu (KAT – przyp. Red.). No i poszedłem. Ta muzyka była nieznośna, to uderzenie, ten bas, po prostu wszystko Cię bolało. Trzeba było coś wymyśleć, aby to miało jakąś formę sceniczną, coś w rodzaju spektaklu. Niektórych z kolegów było ciężko przekonać, ale niektórzy to szybko łyknęli. Chudy wtedy robił z gitarą salto w powietrzu i spadał na dwie nogi, i grał dalej. Nasz spektakl zaczynał się tak:  olbrzymie logo zespołu jechało do góry, dym, balet z Teatru Rozrywki, sceny krwawe z nagą dziewczyną pomalowaną na złoto, Kostrzewski w trumnie. Świetna zabawa, a to wszystko przy pełnej publice w Spodku. Wiele osób, które coś tam plotły o satanizmie z reguły nie mając pojęcia o tym, krytykowało ten występ strasznie. No i wiesz to środowisko metalowe mocne i bezkompromisowe. W ogóle uważam, że środowisko metalowe wtedy i dzisiaj to jedno z najłagodniejszych. Nie widziałem nigdy żadnej agresji z ich strony. W Jarocinie byłem dwa razy i nic tam się złego nie wydarzyło. No był to ciekawy okres, nawet Kostrzewski w swojej książce o tym wspominał.

Był jeszcze jeden projekt o którym nie wspomniałeś – WILKI WSCHODU

Aaaaa tak. Chciałem zrobić coś większego, żeby to było trochę bardziej europejskie, szczególnie, że środowisko metalowe było bardzo zachowawcze. Oni grali to, co już wcześniej ktoś inny grał. Pamiętam w pewnym momencie powiedziałem im: zagrajcie coś spokojnego, balladę. A oni: gdzie tam! Balladę? My musimy napierdzielać! A potem Metallica nagrała balladę, a oni: musimy nagrać balladę! A ja: dwa lata temu wam o tym mówiłem. Ja powiem szczerze, że już z tego projektu niewiele pamiętam. Wiem, że miały być jakieś kraty przed sceną, rzucanie kawałkami mięsa itp. To były początki metalu w Polsce i tych zespołów nie było za wiele, KAT-owi udało się zabłysnąć i wypłynąć, nawet Telewizja się dla nich otworzyła. Mogli zrobić wielką karierę, a zrobili taką niszową. Tylko w Polsce.


Jakie masz inne pasje niż teatr??

Książki, książki. Dla mnie najlepsze wakacje to cygaro, whisky i książka. Jakieś fascynacje? Dopóki nie byłem ojcem to w ogóle nie wiedziałem o co w tym chodzi, dzieci. A teraz od 11 lat mam całkiem inne na to spojrzenie.

 

Wracając do książek. Jaki przedział literacki Cię pochłania?


Różne książki czytam. W młodości  był taki boom literatury ibero amerykańskiej. Wszystkie Borhezy, Markezy, ja to wszystko czytałem. Pamiętam też  o świetnej literaturze europejskiej początku 20 wieku. Interesuje mnie po prostu dobra książka. Kryminały uwielbiam czytać. Ostatnio takiego Vonneguta kupiłem, którego tom liczy 980 stron. Genialne. Jeśli coś jest zadrukowane, a nie jest to podręcznik fizyki nuklearnej to to czytam.

Whisky i cygara?

Dobre, tylko dobre. Cygara kubańskie tylko. A whisky takie, które śmierdzi bagnem. Takie najbardziej. Musi być taka śmierdząca lizolem. Wiesz……. możemy napisać o tym, że lubimy jeździć do Finlandii i nic nie robić przez tydzień. Pić whisky, palić cygara i wypoczywać.

Samochody?

Eeee bez przesady. Aby jechało i miało znaczek BMW a reszta jest nieważna.

Intryguje mnie jedna rzecz. Był okres, że powstawało dużo małych, prywatnych teatrów i tak naprawdę 90% z nich nie przetrwało. Jaka jest recepta na taki teatr jak wasz?

Spalić okręty. Jak Rzymianie przybywali, aby zdobyć jakiś ląd to pierwsze co robili, to palili swoje okręty, żeby nie móc wrócić. Wtedy szli do przodu, bo nie mieli innego wyjścia, nie mieli jak uciec. W teatrze jest tak samo. Jeśli pracujesz w teatrze państwowym i chcesz sobie na boku zrobić taki mały teatrzyk, gdzie będziesz grał dwa razy w miesiącu, to nie ma szans powodzenia. Nikt nie będzie przychodził, bo ty jesteś ograniczony swoją pracą w teatrze i masz inne zobowiązania. Wiesz, że nie masz tego okrętu bo jest spalony i wtedy robisz to na pełny etat i  nie zrażasz się niepowodzeniami. Pierwsze lata gdy nie mieliśmy siedziby jeździliśmy po Polsce, graliśmy w szkołach,  sanatoriach, domach kultury,  wszędzie gdzie nas chcieli. Graliśmy straszne ilości tych spektakli. Wiek pozwalał na to, że graliśmy w każdych warunkach, byleby widz siedział. Jak już mieliśmy swoją siedzibę, to na pierwsze spektakle przychodziło 8 osób, potem naście.. i teraz co robić? Odwołać? Przyszło dwunastu widzów. Grać? No grać! bo przyszło dwunastu,  następnym razem będzie osiemnastu. Po roku takiego biedowania te koło tak się zamachnęło, że  ludzie zaczęli przychodzić. Owocem pracy i dodatkowymi projektami stały się Letni Ogród Teatralny, i w zimie Karnawał Komedii. Taką zasadę przyjąłem, że teatr ma być dla ludzi, który bawi, a nie nudzi. Nie chcę dawać trudnych egzystencjalnych spektakli, po których człowiek wraca do domu przygnębiony. Ważne są sztuki które są zabawne, nie głupie, pozostawiają   w głowie pozytywną energię i myślenie. Improwizacja w wielu spektaklach, praca z aktorami z którymi chcesz pracować tworzy pozytywny klimat.  Ludzie przychodzą, grają, czują się jak u siebie. U nas zdarza się, tak po ludzku, że kolega który gra na scenie staje  i przerywa bilety, albo w szatni przyjmuje płaszcze. To jest takie naturalne.

Graliście w różnych środowiskach: w szkołach, ale i też w zakładach karnych. Jak z takim widzem nawiązywaliście kontakt?

Graliśmy w więzieniach i graliśmy dla wojska. Pamiętam taką sytuację: gramy w jednostce wojskowej, wiemy już w którym momencie ludzie wybuchają śmiechem, a tu cisza…… , następny fragment gdzie wybuchają śmiechem…. znów cisza. Nikt nie przeszkadza, wszyscy siedzą i patrzą. Z perspektywy aktora gra się fatalnie. Na koniec przedstawienia owacje. Dograliśmy do końca, ale byliśmy psychicznie wykończeni. Przychodzi major i pyta: co panowie, fajnie było nie? Mówimy: no fajnie, Major na to: porządek musi być, powiedziałem im, że jak się który zaśmieje to będzie miał ze mną do czynienia! A w jednej sztuce w więzieniu grałem kolegę Mela Gibsona. Dziwne wrażenie: zaczynasz spektakl, jesteś ubrany w strój więzienny i nagle patrzysz a na widowni wszyscy są tak samo ubrani jak ja! Tylko że ja idę do domu po spektaklu, a oni niespecjalnie. To jest naprawdę ciekawe doświadczenie. Teatr to taki paradoks. Teatr kłamiąc nie może kłamać,  bo wszystko w teatrze polega na kłamstwie, oszustwie. Umawiamy się, że to jest zamek królewski, a w rzeczywistości  jest to pomieszczenie z deskami.  Scena po prostu i ludzie w to wierzą.  Mam na myśli kłamanie w sferze emocji, bo chodzi o taką uczciwość, jak widownia widzi, że Ci aktorzy dają z siebie wszystko to otwiera się i przyjmują to naturalnie.

Często występujesz w roli konferansjera. Opowiedz trochę o tym.

Wszystko już chyba prowadziłem. Prowadzenie imprez to nie jest łatwy kawałek chleba. Twoje aktorstwo i to co zrobiłeś na scenie nie ma żadnego znaczenia. Wychodzisz  i nagle widzisz przed sobą tłum ludzi. Musisz ich jakoś zainteresować, nie mądrzyć się, ale być kimś kogo oni polubią. Masz na to mało czasu. Ja się do tego jakoś specjalnie nie przygotowuję. Nie mam gotowych tekstów, ale wiem co powiem w zakresie podstawowych informacji o firmie czy organizacji. Jak wychodzę na scenę to wiem, że trzeba wziąć z tego to co Cię otacza. Czasem jest ciężko, bo będą ordery przyznawane, sala 800 osób, a ordery dostaje 240. Wyobraź sobie, że teraz te 240 osób wychodzi na scenę,  nic się nie dzieje tylko sobie ręce ściskają , trzeba jakieś cuda wymyślać, żeby tych ludzi zainteresować.  Zdarzyło mi się też wystawić monodram dla 8 osób, bo ktoś miał urodziny i postanowił że chce gościom pokazać sztukę. W restauracji jak w teatrze: Sergiusz przyjechał, ustawił scenę, reflektory i gram spektakl. Więc jak słyszę, że aktor nie zagra bo nie ma warunków mówię: my jesteśmy zawodem kuglarzy, nie bez powodu nas chowali za murami cmentarza bo to jest nieludzkie co robi aktor. Nieludzkie w sensie wiary. Aktor nagle udaje kogoś innego, staje się kimś innym, bo jakby jest zabronione ze ktoś ma różne osobowości, a poza  tym był to zawsze zawód nisko traktowany.

Rodzina?

Moja żona też jest aktorką. Gra w krakowskim teatrze, jest bardzo dobrą aktorką. I w związku z tym mieszkamy w Krakowie. To  piękne miasto, ale  nie jest moje. Jak wracam do Katowic to tu jest moje miasto. Katowice, Chorzów, Śląsk jest moim miejscem. Moja najstarsza córka teraz zdała maturę. Ukochane bliźniaczki grają na instrumentach, jedna na wiolonczeli, druga na fortepianie. Wymyślają sztuki i piosenki. Geny. Co więcej o rodzinie? Normalnie. Lubimy razem wyjeżdżać na wakacje. Kiedyś po prostu jeździliśmy, a teraz pandemia pokazała: siedzisz  z żoną i z dziećmi w domu, co jest sprawdzianem relacji. Albo się pozabijacie, albo nie.

Jaka jest Twoja śląskość?

To jest ciekawe, bo jako dziecko zostałem rzucony  w samo centrum śląskości, a w mojej dzielnicy chyba nikt nie mówił po polsku. Śląskość to  miejsce gdzie ojcowie pracowali albo w kopalniach albo w hutach, z tymi co drugi dzień mytymi oknami, z  obiadem. Ślązacy nie są zbyt otwarci, ale jak już się otworzy dla ciebie ten dom to jest naprawdę fajnie. Miałem taką koleżankę, jej mama Hildegarda była Ślązaczką z krwi i kości. Jak ją wzięli na roboty do Niemiec  trafiła do Berlina, gdzie była służącą u najlepszego dentysty w mieście, czyli najlepszego w Niemczech i podawała herbatkę między innymi Goeringowi. Ona mi dużo  o Śląsku opowiadała. Na przykład  o tym, jak ludzie w czasie wojny często zmieniali nazwiska. Śląskość nie była mi potrzebna, zauważalna, jeździłem i grałem po całej Polsce i nagle z Robertem (Talarczykiem -przyp. red.) zastanawialiśmy się jaką nową sztukę zrobić. Pomyśleliśmy o Cholonku i nagle wow! Cała ta przeszłość wróciła pozytywnie. Potem stworzyliśmy drugi śląski spektakl pt. „Mianujom mie Hanka”. Wprowadziliśmy język śląski do teatrów.  Były śląskie tematy ale nigdy po śląsku.

Beksiński mówił: zakładam fartuch i idę do roboty. Ile jest aktora w rzemieślniku, a ile rzemieślnika w aktorze?

Uważam, że jak aktor nie jest rzemieślnikiem, to nie jest aktorem. To jest głównie rzemiosło. Czasem zdarzają się momenty nieuchwytne. Dziś grasz spektakl, za dwa dni również, ale w całkiem inny sposób.  Czasem zdarza się porozumienie aktora z widzem, co stanowi swoisty dodatek do tej pracy. To jest normalna męska praca rzemieślnicza.

Mówi się że sukces to: 80% pracy, a 20 % talentu. Zgadzasz się z tym stwierdzeniem?

Bardzo. Dodałbym jeszcze lenistwo, bo ja jestem leniwy bardzo. Z tego wynika, że jak mam coś zrobić to zrobię to jak najszybciej i jak najlepiej potrafię, żeby jak najszybciej mieć to z głowy.

Jaki przekaz, wypowiedź wywarła na Tobie wrażenie?

Ale to trudne pytanie. Jak sobie pomyślę o wystąpieniu Wałęsy w kongresie to poczułem ciarki na plecach, on stał i swoim nieudolnym językiem mówił,
a tłumacz (wybitny dziennikarz Jacek Kalabiński – przyp. Red.) przekładał na angielski. Zrobił z tego show niesamowity, a na mnie wywarło to ogromne wrażenie. Pamiętam też jak ludzie lądowali na księżycu i ja to w radio słuchałem w nocy, kiedy wszyscy spali. Magiczne, zielone oko radia działające na wyobraźnię, bo nie widzisz żadnego obrazu.

Jakim jesteś Przedsiębiorcą?

Liberalnym bardzo, ze wspieraniem. W teatrze jest mało ludzi na etacie. Dwoje w biurze, Pani w szatni, Pani od biletów, reszta na umowę o dzieło. Ten formalny sposób zatrudnienia nie ma znaczenia, bo oni wszyscy czują się zespołem. W teatrze jest tak jak w każdym działaniu estradowym. O 19.00 jest spektakl i choćby się waliło, paliło o tej godzinie jest przedstawienie i aktor musi na tą 19.00 dojechać. Osoba, która sprzedaje bilety też. Nie weźmiesz wolnego bo się źle czujesz. Nie ma opcji. Aktor umiera, przychodzi i gra spektakl. Wiele razy było tak, że przychodziliśmy chorzy, z gorączką. U nas w teatrze jest tak, że każdy wie co ma robić, ja nie mam żadnego systemu kontroli, ale wiem kiedy coś działa albo nie działa.

Współpracujesz z wieloma pokoleniami. Czego można nauczyć się od młodych?

Od młodych można nauczyć się tego, żeby trochę wyluzować. Żeby się tak nie przejmować wszystkim. Żeby nie robić jednej rzeczy, a robić różne rzeczy. Chociaż u mnie w teatrze jest tak że potrafią zagrać bajkę i poważny spektakl. Wiele potrafią, przez to, że muszą grać w różnych miejscach. Każdy Teatr rządzi się żelaznymi zasadami: być punktualnym na spektakl, próbę, przygotowanym i to dotyczy zarówno młodych, jak i tych z dużym doświadczeniem. Jak aktor nie dostosuje się do zasad to nie osiągnie nic w zawodzie.

Zadbałeś o widzów LOTem latem i Karnawałem Komedii zimą, a co z jesienią i wiosną?
Nie dałbym już rady. Za dużo, to wystarczy. Wydarzenia te przygotowują zgrane, profesjonalne ekipy, które ustalają warunki, kontrakty, terminy. To ciężka robota i więcej się nie da, a przecież gramy też regularny sezon. Mam satysfakcję, że każdy teatr, który przyjeżdża gościnnie na LOT lub Karnawał Komedii mówi: ja pierdziele ale macie publiczność!!

Używamy plików cookies w celu realizacji usług i prowadzenia statystyk. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia swojej przeglądarki i zrezygnować z cookies. Przechodząc dalej wyrażasz zgodę na używane przez nas pliki cookies Polityka prywatności.